sobota, 26 grudnia 2015

Kartka z kalendarza

Między barszczem a sernikiem,  kilka słów ode mnie.
Jak i kiedy mówić o adopcji nikt nikomu nie powie.
Każda para sama musi podjąć decyzję że dany moment jest tym odpowiednim.
Czy złożenie podania w Ośrodku?
A może rozpoczęcie kursu?
A może podjecie decyzji o adopcji jako  drodze ku macierzyństwu wystarczy by ogłosić światu radosna nowinę?
Ile ludzi tyle zdań.
My podeszlismy do tematu zero jedynkowo.
Ukonczony kurs daje pewność adoptowania  dziecka.  Daje kwalifikacje by rodzicami się stać.  Po ich uzyskaniu prędzej czy później znajdzie się dziecko dla nas.
Nie mając kwalifikacji w postaci ukonczonego kursu sytuacja nie była już taka klarowna. A my lubimy operować faktami.
Czas który dalismy sobie zanim oglosilismy światu nasze plany ugruntowal w nas podjęta decyzja.  Emocje opadły.  Teraz umiemy o tym mówić jakby było to menu dzisiejszego obiadu.  Jak coś naturalnego.
Cieszę się że nie zrobiliśmy tego wcześniej.
Odpowiedni czas i miejsce.
Teraz spokojnie czekamy do połowy lutego by moje sprawy zawodowe ułożyło się po naszej myśli.  Telefon do ośrodka.  A następny telefon to już ośrodek wykona do nas.
..
Dzięki nowinie która ogłaszamy w ten święta, nie odczuwam pustki, wręcz  odwrotnie. Czuje ze chwilą stania się rodzicami zbliża się szybciej niż nam się wydaje.
Może warto podejść do czasu który został nam dany we dwoje jako dar bycia razem zanim pojawi się mały człowiek.  A nie jak czas oczekiwania w niecierpliwości.
Cieszmy się ze świat które płyną.  Często nie dostrzegamy tego co jest tu i teraz i gonimy za czymś czego nie ma.  Na wszystko przychodzi odpowiedni czas.


czwartek, 24 grudnia 2015

Wesołych! 5

Wszyscy piszą posty napisze i ja.
A więc życzę Wam,  razem z moim mężem i szarym kociakiem,  aby atmosfera świat się zbliżających gościła w naszych domach każdego dnia roku nie tylko od święta i życzenia które sobie składamy spełniły się tak po prostu.
I
Ciąż dla tych co szukają ich co miesiąc wypatrujac pasków w kolorze czerwieni.
Telefonów dzwoniących dla adoptujacych.
Wyników wzorowych  by in vitro moc zacząć,  a po procedurze szybko rosnącej bety.
I cierpliwości.
A dla doczekanych radości z dzieciaczkow :)

Wesołych!


sobota, 19 grudnia 2015

Świątecznie

Jestem ale jakby mnie nie było.  Czyt.  Pisanie bloga.
Zaglądam do siebie i do was kilka razy dziennie.  Żeby nie było że dysponuje tak dużą ilością wolnego czasu to dodam że najczęściej jest to w komunikacji jadąc i wracając z pracy.  A że spędzam w niej ok 2 h dziennie to czasu mam wtedy sporo,  nie licząc ewentualnych przesiadek.
Prywatnie.
U nas chorobowo.  Ja dopiero co skończyłam leczyć zatoki,  3 tygodnie ciekło mi z nosa.  Dodam że byłam tylko jeden dzień na zwolnieniu.  Nie obyło się bez antybiotyku.
A teraz męża "polamaly"  korzonki. Tydzień w domu,  zalecenie leżeć.
A Święta za pasem.
Plan na weekend ambitny.  Pierniczki.  Ciasto już od 3 tygodni w lodówce leżakuje .  Dziś będziemy je rozluźnić. Wykrawać.  Nadziewać. Piec.  Oblewać czekoladą.




Choinka stoi.  Ubrana w łańcuchy. I kwiaty.  Dla bezpieczeństwa kota.

Z ozdób udało mi się zrobić lampiony sztuk 3.

I wianek na drzwi.


 Do tego miniaturowe choinki.  Posłużą jako podarki.


Święta przebywające,  jesteśmy przygotowani :)

W tym roku święta spędzamy u rodziców i teściów wiec główne gotowanie ominie mnie szerokim łukiem  za to planuje upiec makowiec.  Na poniedziałek planujemy zmielic mak i przygotować domowa masę makowa.  Niech się chowają te kupne. A z tyłu głowy mamy myśl że to mogą być ostatnie święta we dwoje plus kot.

Poszukuje pomysłu na polędwiczki wieprzowe.  Wszelkie sugestie mile widziane:)

Wesołych dni nie tylko w Święta :)

środa, 9 grudnia 2015

Spokój

Kurs adopcyjny ukończony.
Co czuje?
Spokój.
I juz wiem,  ze w przyszłym roku będziemy rodzicami.
I ta myśl daje mi wewnętrzny spokój.
...
A w domu już pachnie choinka.
Piernik zagnieciony.
Święta idą!
...

środa, 2 grudnia 2015

Dziecko i adopcja

Zastanawiam się jak to rzeczywiście jest z tym mówieniem dzieciom o adopcji.  Na kursie każdy wyniosle  deklaruje ze będzie mówić.  Kurs poleca ćwiczyć juz od 1szych dni dziecka u nas. Ćwicząc nawet na maluszka.   Może mało lub nic z tego nie zrozumie ale nam będzie juz łatwiej o tym mówić.  Poleca Jeża Kotowskiej. Ale wiadomo teoria teoria,  a jak to jest z praktyką.  Oczywiście mowie o dostosowywaniu formy do wieku. Czy Nam uda się spełnić obecne założenia?
A jak jest u Was?
Od kiedy zaczęłyscie czytać dzieciom Jeża czy inne bajki mówiące o adopcji?

Nasza biblioteczka zawiera już 3 tytuły dla dziecka o adopcji.
Jeza
Jak bocian nie przyleci skąd się biorą dzievi
Skąd biorą się rodzice

Jeż to klasyka.  Dużo tekstu obrazki nie zachwycają.  2 pozostałe wymienione przeze mnie tytuły bardziej odpowiadają mi dla maluszków.  Przepiękne obrazki.  Krótka często rysowania treść.

A więc jak to jest u Was z tym mówieniem o adopcji?



niedziela, 29 listopada 2015

Wewnętrzny spokój.

Każdy rok przynosi ze sobą zmiany. Jeden mniejsze, drugi większe. Właśnie minał Nam rok od 1-szej wizyty w Ośrodku.
Pamiętam siebie. Patrzyłam w przyszłość z przerażeniem w oczach.
Kurs: Jesień 2015.
To przeciez dopiero za rok.
Bałam się czasu, który musi upłynąć, aby faktycznie rozpocząć drogę ku naszemu dziecku.
W tej kwestii życie mnie zaskoczyło.
Czas przelatywał mi między palcami z prędkością światła.
Bałam się spotkań na które nie dotrę na czas lub wogóle  ze względu na swoją pracę.
Tu ponownie wszechświat pokazał Nam, że niemożliwe nie istnieje.

Kurs powoli zbliża sie ku końcowi.
A w powietrzu Święta.
A za rok będzie nas już więcej.
Będzie inaczej.
Ciesze sie jednak z czasu który mam tu i teraz. Czas na kino. Czas na wypad w miasto. Bez dużego planowania.
Na wszystko przychodzi czas.
Nie uważam że ten który mam teraz jest gorszy niż ten który czeka Nas u boku z dzieckiem.
Czekam ale juz inaczej niz rok temu. Spokojnie. Telefon zadzwoni w najlepszym dla nas czasie. Jeżeli będzie to dopiero za rok, Widać po cos nam był ten rok. Nie warto wkurzac sie na cos na co nie ma sie wpływu.
Przyjmuje życie jakim jest tu i teraz.
Mijający rok nauczył mnie cierpliwości i  że nic nie dzieje się bez powodu, dla kaprysu Kogoś u góry. To tak nie działa.

...

Pierniczki Świąteczne zna każdy. Ja dzis chce Wam przedstawić przepis który króluje u nas w domu juz od 3 lat. Taka nasza mała tradycja.
Przepis wymaga zagniecenia ciasta min 3-4 tyg przed Świetami. Nastepnie zagniecione ciasto piernikowe przechowujemy w lodówce. Po owych 3-4 tygodniach, tuż przed Świętami rozwałkowujemy ciasto. Wykrawamy pierniczki. Pieczemy. Ewentualnie ozdabiamy.
Przepis pochodzi z magazynu Kukubuk.
Oto przepis:
2kg mąki
1kg miodu
150g przyprawy piernikowej - nie polecam tej sklepowej - najlepiej zrobić ją samemu - ja dodaje kardamon, goździki, starty cynamon w laskach, świeży imbir, świeżo starta gałka muszkatałowa, ewentualnie gwiazdki anyżu jeżeli ktoś lubi, czarny pieprz.
2 kostki masła
soda oczyszczona
4 wiejskie jajka

Mąkę łączymy z sodą, robimy kopczyk w środek którego wbijamy jajka, następnie wlewamy mieszkankę: roztopiony tłuszcz+ płynny miód + przyprawa. Zagniatamy. Należy uzyskać jednolita konsystencję. Wkłądamy do lodówki.
Po wyjęciu z lodówki ponownie zagniatamy. "Należy pamietac że wódka rozluźnia nie tylko ludzi" - cytat z przepisu. 50 ml pomaga w rozwałowaniu ciasta.


\
My zawsze cześć przekładamy konfitura ze sliwek bez dodatku cukru taką eko.
Ewentualnie ozdabiamy płynną czekolada taka min 60 %.
Nasze pierniczki robimy najbardziej naturalnie jak sie da.
Nie przepadam za kolorowymi ozdobami do "pierniczków". Dla dzieci jest to pewnie niezła zabawa gorzej z ich zjedzeniem. Sam cukier. To już lepiej dziecko zająć robieniem ozdób z papieru. Zdrowiej.

Poniżej kilka fotek pierniczków z poprzedni lat.
Pierniczki nadziane.


















niedziela, 8 listopada 2015

Adopcja-kilka zdań

Adopcja w Polsce stawia dobro dziecka ponad wszystko przynajmniej w teorii i w przekonaniu urzędników.  Nie jedni rodzice adopcyjni gwałtownie zaprzeczyliby   tej teorii.  Dla dziecka adopcja to drugi początek,  z bagażem z 1-szego nieudanego.  Dla rodziców adopcyjnych często jest jedynym sposobem na posiadanie dziecka.  Oczywiście nie pomijam ludzi którzy adoptuja mogąc mieć biologiczne dzieci lub je mają.  Ale większość to tacy jak my gdzie droga o nazwie rodzicielstwo zaprowadziła nas pod drzwi z napisem adopcja.  Wybraliśmy ja świadomie.  Wiemy z czym to się je.
Próbuje nazywać rzeczy po imieniu.  Wierzę że nic nie dzieje się przez przypadek,  każda sytuacja która nas spotyka w życiu jest nam dana po coś.
Nie rozumiem po co wbijać sobie do głowy ze naszemu dziecku gdzieś tam dzieje się krzywda.  A tym samym powodować u siebie negatywne odczucia. To jeszcze nie jest nasze dziecko,  będzie miało możliwość nim być dopiero jeżeli ludzie z Ośrodka zadecydują ze w sprawie jego adopcji zadzwonią do nas,  a nie do innej oczekujące pary.
 Czekając na adopcje ma się wpływ na niewiele rzeczy.  Zostaje czekać.  Gdyby dzieciom do adopcji było dobrze w domach biologicznych to nikt by ich nie zabierał  od RB.  Brutalna prawda.  Oczywiście zdążają się studentki które nie piją i nie palą,  wpadają i oddają dziecko tuż po urodzeniu.  Ale rzadko - info od Ośrodka.
Ja wychodzę z założenia że dodatkowe zamartwianie nic konstruktywnego nie daje nam.
To moje zdanie.

czwartek, 5 listopada 2015

Kulinarnie

Eksperymenty kulinarne,  mają to do siebie,  że wiążą się z dużym prawdopodobieństwem niepowodzenia.  Udane próby dodają nam skrzydeł, które dość łatwo spalić - coś na styl Ikara.
A wszystko zaczyna się zwykle od 1 lub 2 produktów w naszej lodówce.  U mnie to była wędzona  makrela,  która dłużej leżeć już nie mogła.  "Pomysłowa żona" wymyśliła tartę .  Przeszukala internety.  Inspiracji nie wiele.  Spodobało mi się połączenie ze szpinakiem.  Tartę ciasto zagniotlam z ciemnej mąki,  bo innej jakoś brak w mych kuchennych szafkach.  Odłożylam   do lodówki.  Odmrozilam szpinak,  przysmażylam  z cebula i czosnkiem.  Klasyk.  Po podopieczeniu spodu,  farsz z dodatkiem jajek z łyżką mąki wlalam  do formy i do piekarnika.  Specjalnie nie użyłam ani mleka ani śmietany ani sera -  mąż nie powinien więc unikam.
Efekt całości dość mizerny.  Tarta była w piekarniku dwa razy dłużej niż powinna -  surowe ciasto.  Za dużo ciasta na za mała foremke.  Ciasta nie posolilam,  a farsz słabo przyprawilam.  Zjeść zjedliśmy omijając grube kawałki surowego ciasta,  ale kulinarnych fajerwerków nie było.  A szkoda.

sobota, 31 października 2015

Kulinarnie

Dzień pizzy wypada dopiero w lutym,ale my takie małe święto "drożdżowego placka" mieliśmy wczoraj. I to bez okazji, raczej z chęci wypróbowania nowego przepisu stricte włoskiego. Aby nie zniszczyć dzieła nieodpowiednimi składnikami, zaczęłam poszukiwania mąki idealnej. I oto ona typ 00. I nie dajcie się zmylić internetom że jest to ta sama co pszenna 405. Rodzaj wybrany tylko teraz trzeba ją nabyć. I na szczęście z pomocą przyszła rodzima marka, która dość niedawna wydała na rynek własnie poszukiwaną mąkę typu 00. I nabyłam ją w sklepie wielkoformatowym, więc w miejscu ogólnie dostępnym i  znanym. Więc mąka jest!

Aby nie zepsuć smaku ciasta kupnym lub chemicznym sosem, postanowiliśmy go zrobić sami. Wg włoskiego przepisu.
Puszka pomidorów ( mogą być świeże - gdyby to był jeszcze wrzesień nie pomyślałabym nawet o tych upchanych w puszce - patrząc na sklepowe półki warzywniaka z obecnie dostępnych pomidorów trudno byłoby wydobyć smak )
Czosnek - przysmażony na oliwie.
Oregano - łyżeczka
sól, pieprz.
Do przysmażonego czosnku dodajemy pomidory, przyprawy - gotujemy aż do wrzenia. Następnie gotujemy na małym ogniu do momentu redukcji części płynnej.
Sos pachnący ziołami - jest!

A oto przepis na ciasto:
600 g mąki typ 00
365 ml ciepłej wody
1,5 łyżki wody
24 g drożdży świeżych
1,5 łyżki oliwy
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka cukru
Dokładny przepis czynności tutaj

Ciasto wyrabiał mój mąż, który robi to najlepiej na świecie! więc ciasto to Jego zasługa :)

Upiekliśmy dwa placki.
1-szy - sos, ser mozzarella, szynka  prosciutto, gruszka, oregano ( wszystko razem zapieczone ) Po wyjęciu z pieca dodaliśmy rukole, pomidorki koktajlowe i polaliśmy gęstym sosem balsamicznym.
2-gi - sos, ser mozzarella, szynka  prosciutto, brokuły, oregano ( wszystko razem zapieczone )



W dalszej części zapraszam do foto relacji.







Polecam!


piątek, 30 października 2015

Halloween

Dzisiaj na drzwiach naszej klatki pojawiło się ogłoszenie ze będą jutro chodzić przebrane dzieci z okazji Halloween.  Mi się to podoba,  dzieci pewnie będą miały niezła zabawę a ja mając taką informację mogę przygotować się na ich przybycie kupując cukierki. Osobiście uważam ze świętowanie Halloween w żaden sposób nie koliduje ze świętowaniem  Wszystkich Świętych 1 listopada .
Ksiądz w naszej parafii przyrównal  owe świętowanie Halloween do wyprawiania uczty na grobach najbliższych.  A przecież w przeszłości miało to miejsce i było czymś normalnym.  Mówi o tym nawet literatura np.  Dziady, z którą każde dziecko styka się w szkole.
Pewnie ile osób tylko poglądów.  Można przecież świętować z dzieckiem Halloween na wesoło,  a 1 listopada uczyć jak szanować pamięć po zmarłych.  Wszystko jest dla ludzi,  jeżeli odpowiednio podejdzie się do tematu.
Ja zamierzam zakupić torbę cukierków,  może nawet lampion z dyni zrobię.

czwartek, 29 października 2015

Myśl jest twórcza

"Myśl jest twórcza"- powtarzała moja Mama.
To jakie masz do świata nastawienie tak w życiu Ci się dzieje. Myśląc negatywnie przyciągasz negatywne zdarzenia w swoim życiu. A myśląc pozytywnie takie zdarzenia i ludzi przyciągasz w swoje otoczenie.
Dość skutecznym sposobem na pozytywne myślenie jest zastępowanie jednej negatywnej myśli 3 pozytywnymi. Skutek tego taki, że odechciewa się myśleć negatywnie. w praktyce wygląda to o wiele trudniej. Łatwiej bowiem myśleć negatywnie. Tym bardziej, że ludzie otaczający nas wielokrotnie wręcz "zmuszają" nas byśmy przejmowali ich samopoczucie, np jest mi smutno, to z czego się cieszysz powinieneś mi współczuć, być smutny razem ze mną. Tylko co daje współczucie? Na pewno realnie nie pomaga osobie "pokrzywdzonej", a u nas powoduje nastrój daleki od pozytywnych wibracji. Już lepszym wyjściem jest wskazanie drogi wyjścia z trudnej sytuacji.
Mimo całej wiedzy, którą na ten temat mam i mi zdarza się być w dołku i ostatnią rzeczą na która mam ochotę to osoba która zamiast poklepać mnie po ramieniu wskazuje mi rozwiązanie - wtedy wygląda to na dawanie dobrych, dodam że nikomu nie potrzebnych rad.

Po ostatniej wizycie w rodzinnych stronach intensywnie myślimy czy powiedzieć, jak, kiedy o adopcji. Pewne decyzje zostały podjęte w tym temacie, ich realizacja planowo miała nastąpić w grudniu w święta przy serniku;) Tylko świat potrafi być przewrotny. I moje myśli stały się twórcze -chcecie powiedzieć to po co czekać - pomyślało przeznaczenie. I tym sposobem zostałam postawiona przed ścianą. By wyjść z twarzą z pewnej sytuacji trzeba by powiedzieć.  Nie rodzinie, a znajomej. Im tez kiedyś trzeba będzie. Może i lepiej, że teraz.

I takim sposobem wchodzimy na nowy etap w naszym życiu. Nasza rodzina i adopcja. Oficjalnie. Niezaprzeczalnie.

Nic bowiem nie dzieje się przypadkowo. wszystko co zdarza się w naszym życiu jest po coś. I nawet tą obecną sytuację też tak traktuje. Jako wyzwanie.


niedziela, 25 października 2015

:)

Miło mi się zrobiła patrząc na wasze komentarze pod ostatnim postem.
Czas nie pozwala mi na odpisanie każdej z osobna. Do tego mocno bym się pewnie powtarzała dziękując za wyrażenie swojego zdania na temat ważnej dla mnie sytuacji. Dziękuje :)
Dałyście mi do myślenia.
To nasza sprawa - rzecz nie podważalna. Tylko świat to nie tylko my to wszyscy wokół nas i kooperacje z nimi. I oto wszystko dookoła chodzi. O nasze dobre kontakty z tymi wszystkimi dookoła. Obecne zainteresowanie nami stworzyliśmy sobie sami nie dając nawet szczątkowych informacji co u nas.
Czy się staramy o dziecko?
Jak nam idzie?
A może w ogóle nie planujemy dzieci?
Nie dotyka bezpośrednio ale daje do myślenia.
Zazdroszczę Wam odwagi. Teraz patrząc na całą tą sytuację wydaje mi się, że lepiej było mówić na początku. Byłoby łatwiej. Nie odcinać się od rodziny z którą chcemy być blisko. To dla nas ważna decyzja w życiu. A jesteśmy z nią praktycznie sami. Dzielenie ważnych chwil w życiu z bliskimi jest miłe. My się odcięliśmy. A przecież dla nas to radosna informacja.
U Was fajne jest to że mówiliście o tym mimo wszystko, mimo kursu, mimo kwalifikacji. Odwagi zazdroszczę.
Lżej mi się zrobiło na sercu po wylaniu emocji w ostatnim poście.
Pozdrawiam serdecznie :)

poniedziałek, 19 października 2015

Niepłodność

Typ człowieka -przejmujący się.
Nie ułatwia mi to codziennego funkcjonowania.
Pracuje nad tym, bo panie  z Ośrodka tez to zauważyły, a nie chciałabym aby był to powód dyskwalifikacji z procesu adopcji. Nie jest to proste zadanie. Jednak kto nie próbuje ten nie osiągnie celu.
Na razie ogarnęło mnie mini przeziębienie.  Pewnie to "produkt" uboczny mojego przejmowania się, a co za tym idzie podpinanie się pod emocje innych ludzi.
A sporo tych emocji wokół Nas ostatnio się nagromadziło.
Kurs. I co będzie po nim. Kwalifikacja wymarzona ale czy osiągalna?
Rodzina coraz intensywnie nachodzi naszych rodziców pytaniami o nasze ewentualne dzieci. Na naszą prośbę nie mówią nic, ale intensywność dopytań zaczyna ich przerastać. I poczułam presje z ich strony, by powiedzieć rodzinie, że dzieci biologicznych mieć nie możemy. A my założyliśmy inny plan i ich naciski nawet lekkie, ale zawsze psują nasz misterny plan. Po kwalifikacji chcieliśmy mówić od razu o adopcji by uniknąć, przynajmniej ja sobie to tak wyobraziłam, pytań dot. przyczyn niepłodności itp. Tylko jak się nad tym głębiej zastanowiłam to my nie daliśmy od ślubu żadnej informacji czy chcemy mieć dzieci, czy w ogóle się staramy i czy ewentualnie mamy problem i się leczymy. Mówię tu o bliskiej rodzinie. Nas już nie pytają, ale męczą rodziców. Nie jest to już dla nas temat tabu ale czemu innych tak bardzo interesuje nasze intymne życie. Maz mi tłumaczy, że to z troski. Coś w tym jest. Musze to sobie poukładać w głowie.
Zbytnie zainteresowanie naszym życiem przytłacza mnie. Stąd też rzadkie bywanie w rodzinnych stronach. Tu gdzie mieszkamy nikt nas nie męczy. Mało kto wie co dręczy nas w środku. Tacy skryci z nas ludkowie.
Bo my byśmy chcieli tak zwyczajnie, chodź zawsze zabiegałam by o nadzwyczajność się otrzeć. Tak już bywa z tymi marzeniami, precyzyjność popłaca.
Stan na dziś.
Staż małżeński 5 lat.
Dzieci brak.
W drodze żadne.
Możliwości zajścia w ciążę - brak
Droga do posiadania dzieci - adopcja
Kurs - w trakcie.
Chęć mówienia o tym całemu światu - brak. A wyobrażając siebie w ciąży miałam przed oczami obrazem dumnej mamy oznajmiającej nowinę całemu światu. Jak punkt siedzenia zmienia punkt widzenia.
Reakcja najbliższych na wieść o adopcji - jeszcze przed nami. Na razie wiedzą tylko rodzice.
Reakcja najbliższych na informację o niemożności posiadania dzieci - brak. Powiedzieliśmy rodzicom i jednej znajomej. Reakcja znajomej, na pewno Wam się uda. Przepłakałam cały wieczór.

Próbuje skonfrontować się ze swoim lękiem mówienia o niepłodności. Na łamach neta idzie mi to bez problemowo. Trudniej wykrztusić z siebie słowa tak normalnie w realu. Czuje jakby to było pewnego rodzaju niepowodzenia. Tylko dlaczego tak to odbieram. Może to brak aprobaty mojej mamy. Oczywiście oficjalnie popiera nasza drogę adopcyjną, a taktu nie ma nawet odrobinę. Opowieści o wnukach czy dzieciach innych ludzi teraz już mniej mnie poruszają ale jeszcze jakiś czas temu słuchanie 15+-20 minut opowieści o dzieciach nie było miłe. Wie i powinna domyślić się że posiadanie dzieci jest to dla nas drażliwy temat, a ta gada. Teściowie w tej kwestii są bardziej taktowni. To miłe.
A jak zareagują inni? Obecnie mogłabym się nawet o tym nie dowiadywać. Nie ich interes. Będzie dziecko to się domyśla. Człowiek stadnym jest zwierzęciem i wśród ludzi przebywać lubi. Trzeba umieć kooperować. I to mówienie nie tylko o miłych sprawach to kooperacja. Przeraża mnie ta myśl bo póki adopcja nie stanie się namacalna, informacja o niej nie pójdzie w eter. A więc mówiąc o niepłodności naszej boje się pytań, dlaczego, a jak, co robiliście, a in vitro, a inseminacja, to co odpuściliście tak całkiem? a jak padnie pytanie o adopcję, to co wtedy?
Tylko czy jesteśmy w stanie przygotować się na każdą reakcję.Pewnie nie. Pewnie nie raz zaskoczą nas ludzie, mile lub mniej mile. A czy to źle. Pewnie nie. Może odrobina luzu pozwoliłaby mi odpuścić troszkę ten temat i pozwolić by wszystko płynęło z prądem, co ma być to będzie.
Chcecie wiedzieć co u nas. Ok.

Chce żyć a nie zamartwiać się co pomyślą inni. To nasze życie. Fakt o fakt i w danej chwili nie jest on do zmiany. A niektóre fakty zmienić się nie da takie życie.

niedziela, 11 października 2015

 Dziś będzie kulinarne.  Niedziela upłynęła mi pod znakiem gotowania.  Powyżej Apple pie wg przepisu kwestia smaku -  po prostu boski. PolecamPolecam! Poniżej pasta z pieczone papryki, oryginalna nazwa to pepronata.  A przepis ze strony Jadłonomia.  Na przepis trafiłam przypadkiem poszukując przepisu na sernik bez sera.  A że miałam w lodówce kilka papryk i trochę wolnej niedzieli mamy dziś z mężem pyszne kanapki do pracy.  Zdjęcie może nie najlepsze ale smak boski.  Przepis mimo pozorów prosty.  Trzeba tylko upiec paprykę do tego stopnia ze pojawia się czarne bąble.  Następnie na 15 min trzeba zamknąć ja w szczelny plastikowym pudelku lub woreczku co umożliwi łatwe zdjęcie skóry.  A później to już tylko krojenie i duszenie ok 20 min z czosnkiem i pomidorami.  Przyprawy wg uznania.
Jakbyście byli w posiadaniu przepisu na sernik bez sera czyli laktozy,  ale taki do pieczenia,  a nie zimno i chcielibyście się nim podzielić to byłoby mi miło.

A na obiad przygotowałam naleśniki z farszem z pieczarek i kapusty kiszone,  nazwane przezenie krokietami.  Zdjęć brak.
Kapusta kiszona to dla mnie kolejny smak jesieni.  Kapuśnik  idealny na chłodne dni.  Jest u mnie  na liście dań do zrobienia.

Stojąc teraz na przystanku najlepsza byłaby  gorąca czekolada i ciepły koc.

Takie tam sobie rozważania

W czasie oczekiwania na kurs miałam okazje trafić na kilka rożnych blogów, które czytam regularnie, ale tez takie na które trafiłam raz, gdzie mniej lub bardziej opisano swoje wrażenia z kursu przed adopcyjnego.
Jakie by one nie były. Nikt nas nie zmusił do czekania, a następnie chodzenia na kurs. My sami podjęliśmy decyzje o adopcji, a jej konsekwencjami jest czekanie, kurs, czekanie i wymarzony telefon. I nie o najnowszy model tu chodzi ;P
Mi trudno opisać w słowach co czuje się gdy wszyscy na Ciebie patrzą. Gdy marzenie w trakcie realizacji, którego tak mocno chce się zrealizować, że waży się każde słowo, a przynajmniej powinno się. A gdy tak nie jest, to czy może to być podstawą do odmowy realizacji największego marzenia, tylko za to że jest się szczerym.
To co spotkało Nas spotyka normalnych ludzi, w rożnym wieku, różnych profesji. Łączy Nas jedno nie możność posiadania własnego dziecka. To pragnienie jest tak mocne, że ludzi robią wszystko co trzeba by utulić swoje dziecka na rękach i powiedzieć jestem rodzicem.
Idąc na kurs ma się przekonanie, że wie się już wszystko. Przecież czas który miał upłynąć trzeba było sobie jakoś "umilić". Fora, blogi, literatura fachowa, nie licząc oglądania wyprawki dla naszego malca. Niektórzy co jakiś czas male zakupy, by czuć że to wszystko nie jest mrzonką. Wiemy, że temat nie jest prosty, że nie wszystko będzie miłe. Wiemy, a rzeczywistość swoją drogą. Jak będzie, trudno oceniać po 1 spotkaniu.
Atmosfera miła.
Ludzie sympatyczni.
Na razie nic mnie nie zaskoczyło, nie dowiedziałam się czegoś czego już bym nie wiedziała. Bardziej usystematyzowałam sobie wiedzę. Ale nie zamykam się na nowe doświadczenia i wiedzę.
I to byłoby na tyle.


wtorek, 6 października 2015

Co nowego u Nas

Co nowego u Nas
Dzieje się. Pozytywnie? Negatywnie? Tak po środku.

Kurs przed Nami.
Czego możemy się spodziewać trudno określić. Na pewno fajnie będzie poznać pary w podobnej sytuacji jak my. Nikt lepiej nie zrozumie głodnego niż ten kto jest głodny.

Ostatnio odkurzyliśmy nasze więzy rodzinne. Za niecałe dwa tygodnie czeka nas kolejna wizyta. Nie mieszkając blisko, a raczej nie odwiedzając się zbyt często odzwyczaiłam się od pewnych zachowań w mojej rodzinie.

W pracy mojej i męża codziennie coś nowego. Chciałam zmiany, ale to już jest przesada. Tak to już jest z życzeniami trzeba je umiejętnie formułować.
I tak sobie żyjemy.
Ja, mój mąż i kot. W trójkę. Czekając na czwarty "element" naszej układanki.

Zmagam też się z mini kontuzja biegową. I zazdroszczę ludziom, którzy mimo wszystko potrafią działać regularnie wg założonego planu. Mocno zastanawiam się nad swoim 1-szym startem. 10 km 11 listopada. Bije się z myślami czy dam rade.


niedziela, 4 października 2015

Po wizycie

Wizyta domowa zaliczona.
Czy było miło czy nie, nie mi to oceniać. Ważne, że testy psychologiczne wyszły na poziomie uprawniającym do przystąpienia do kursu. Dość dziwnym uczuciem jest gdy Ktoś obcy opisuje Cię, mówi co powinno się zmienić, na podstawie wykresu powstałego z naszych odpowiedz. Jak na podstawie prostych pytań z testu powstała taka skomplikowana analiza Nas, to tylko psycholodzy wiedzą. Dla mnie wiedza tajemna. 
Kurs zaczynamy.
Rodzice Nam kibicują. Będzie dobrze.
Reszta rodziny dowie się o naszych planach adopcji po otrzymaniu kwalifikacji.
Fajne jest że dostaliśmy z góry harmonogram zajęć na cały kurs. Można zaplanować pozostałe weekendy.
Z rzeczy przyziemnych mamy jesień. Jesień to dla mnie jabłka, cynamon, herbata z cytryną i imbirem. Polska złota jesień przynajmniej u Nas.
Miłej niedzieli :)

środa, 30 września 2015

Z pamiętnika

Chciałabym napisać że udało mi się zrealizować wszystko co zaplanowałam zrobić przed 30. Tylko nie pamiętam bym jakikolwiek plan z miejscem do odhaczania miała.
 To chyba wynika z faktu, że nigdy "magiczne" skończenie jakiegoś wieku nie było dla mnie granicą końca czegoś.
A jednak chwila sprzyja podsumowaniom.
Pamiętam myśl,  z czasów gdy nie wyobrażałam sobie bycia mama,  że nie będę mieć dzieci przed 30. Jedna myśl nastolatki stała się udręką dorosłej pani.
Była też myśl o własnym mieszkaniu.  Udało się.
Myśli o małżeństwie nie pamiętam z czasów nastych  czy dwudziestych urodzin.  A mimo to szczęśliwa mężatką jestem.
Czy pragnęła mieć w domu kota?  Marzenie zrodziło się z czasem.  Gdy tylko dojrzało,  zostało zrealizowane.
Marzyłam o paradowaniu z brzuchem na fitness dla przyszłych mam.  W zamian biegam.  Bez brzucha.  Przekraczając swoje granice.  Bo one podobno nie istnieją.
Mam kochającego męża.  Gdzie go znalazłam nie wiem.  Jak będzie to czytać powie pewnie ze to on znalazł  mnie, a nie na odwrót.  Coś w tym jest.
Latałam samolotem.  Jako pasażer.  Tego chciałam i udało się.  Dużo mniejszych celów udało się dzięki mojemu mężowi.  A jeszcze więcej przed nami.  Rola bycia rodzicami przed nami.  Zmagania zawodowe tez.
Ps. Wczoraj o 17:00 stało się faktem moje 30 lat.  I nie płacze jak Rachel z Przyjaciół bo wszystko jeszcze przede mną.  Paryż o którym marze,  i Barcelona w tle z meczem na Camp Nou dla męża.  Dominikana jak z obrazka.  I o wiele wiele więcej.
Nie żałuję żadnych chwil,  nawet wypłakanych łez bo każda chwila, która zdarza Nam się życiu jest po coś. Ma nas czegoś nauczyć. 

wtorek, 29 września 2015

Skrót co sie dzieje, gdy nie pisze

Dzieje się w moim życiu.
Rodzinie. Zawodowo.
Myślę, myślę, a w głowie jakby pustka.
W pracy kryzys, kryzys dot. miejsca w którym jestem tu i teraz. Co ja robię tu? - chyba była taka piosenka. BYŁABY TERAZ BLISKA MEMU SERCU.
Oszukana. Zawiedziona. Podłamana.
Szukająca nowego miejsca na ziemi w kategorii praca.
...
Rodzina, a w niej starość, która nie udała się Bogu.
...
Wychowanie dziecka co do prostych zadań nie należy. Czy Nam uda się być lepszymi rodzicami niż Ci wokół Nas? Czy dla świętego spokoju nie będziemy ulegać wymuszeniom Bąbla? i dla uciszenia ciągłego płaczu/krzyku robić czegoś co teraz kuje nas w oczy u innych co już rodzicami są?
...
a na koniec wizyta co powinna sen z oczu mi zabierać, a tak nie jest. Upływający czas powinien mobilizować, a tak nie jest. Zmęczenie bierze górę ponad wszystko.
...
Nawet bieganie zeszło w tym tygodniu na niezidentyfikowany plan i trudno go szukać w rozkładzie dnia. Brak czasu taki na maxa i zmęczenie mnożone razy enty. Witajcie w moim świecie. Plan jest taki, że w piątek rano wciskam się w rzeczy do biegania i biegam. Ja na trening a wokół mnie ludzie  do pracy. Już się nie mogę doczekać mojego dnia wolnego. Oczywiście tuz po treningu ostateczna faza sprzątania mieszkania. A 10 km 11 listopada nie da rady przesunąć;)
...
A ciasto pewnie będzie ze sklepu...
Zmęczona pozdrawiam.

Ps: A tak z pozytywów to mam dziś urodziny, a dzień urodzin zawsze jest fajny:) Więc fajnego dnia wam również życzę

Ps2: Pamiętajcie, że dziś święto naszych drugich połówek.  

wtorek, 22 września 2015

telefony, telefony

Sprawy adopcyjne mają się dobrze.
Telefon w sprawie wizyty domowej w końcu zadzwonił.
I 02/10 gościmy panie z Ośrodka.
Zanim nastanie godzina zero czeka nas "odgruzowywanie" mieszkania. Nie pomyślcie sobie, że mówię o jakimś sprzątaniu po remontowym. Nie tym razem. Chciałabym tylko aby wszystko błyszczało. Na co mamy wpływ niech będzie dobrze zrobione. A co z tego wyjdzie dam znać po.
Oczywiście będzie ciasto. Chyba każda, z tego czytałam planuje piec ciasto. Wiem, że nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli więc mam w głowie scenariusz, że ciasto może np nie wyjść albo zabraknąć czasu na kuchenne wypieki. Na razie mam wizje i jej się trzymam. A i świeże kwiaty do wazonu musza być. Tylko co na to kot?


czwartek, 17 września 2015

Ku weekendowi

W końcu piątek.
Do weekendu jeszcze co najmniej 8 h pracy, ale zawsze to już piątek. Zmęczenie osiąga zenitu. Jutro odpoczywamy.
Planuje dziś wrócić do biegania. Pewnie nie wiecie bo nie pisałam, że miałam tygodniowa przerwę związaną z bólem w nodze. Ból biegacza. Mam nadzieje, że ból ustał i jak dziś wcisnę się w rzeczy biegowe i zacznę walkę sama ze sobą, nie pojawi się jak feniks z popiołów. Mój cel 10 km czeka. Na razie szlifowałam 8 km. Powoli przymierzam się do swojego 1-szego startu na 10 km. Musze wrócić do biegania by do końca września w rozsądnej cenie kupić startówkę na ten bieg. Nocne grudniowe 10 km w Krakowie. Oto cel.
Ze spraw adopcyjnych czekamy. Już bym chciała znać terminy spotkań by móc w jakikolwiek sposób zaplanować sobie pozostałe weekendy.
W ogóle pochwale się wyczynami mojego Męża, który w ostatni weekend przebiegł swój 1-szy maraton. Podziwiam go za to, że dał radę i że planuje kolejne starty. Chciałabym mieć tyle samozaparcia co On :) Cudowny jesteś!:)

Miłego szybkiego dnia, aby nastał już upragniony weekend!


wtorek, 15 września 2015

Nie zapomnieli uff

Ośrodek o Nas nie zapomniał uff
Po prostu jedna z pań która będzie na wizycie domowej jest jeszcze na urlopie. Będą dzwonić od przyszłego tygodnia. Szkoda tylko ze atmosfera w pracy zmieniła się jak w kalejdoskopie i warunki średnie na pytanie o dzień wolny. Ważne ze już wiemy ze wizyty odbywają się do 18:00 wiec ewentualnie wyjdę 2 lub 3 godz wcześniej.

W pracy bez zmian mimo większego składu. Do tego długo planowany wyjazd do warszawy stanął pod znakiem zapytania.

Nie nienajlepszy dzień, oby jutrzejszy był o niebo lepszy ;)


sobota, 12 września 2015

Tak sobie myślę

Już prawie połowa września a Ośrodek milczy.
W poniedziałek mąż planuje zadzwonić do nich by zapytać o ewentualny termin wizyty domowej.
Kurs miał się zacząć z początkiem października, Zaczynam się więc martwic czy wszystko jest na pewno ok i czy nie zapomnieli o nas.
Chciałabym już wiedzieć termin owej wizyty, bo mam teraz możliwość wzięcia sobie dnia wolnego w tygodniu, a chciałabym w dzień wizyty mieć pewność że zdążę. Dzień wolny byłby idealny.  Miałabym kiedy upiec ciasto ;)



środa, 9 września 2015

:)

Nie wszystko co świeci złotem jest.
I tak podsumuje moje zawodowe zmagania.
Zostaje jak było.
Jest dobrze.
Nie o takie zmiany mi chodziło.
Czekam dalej.
Gdybym tylko trochę mniej czasu w pracy spędzała.
Mąż już się wkurza. A ja nie mam na to wpływu. Oby koniec okresu urlopowego był znakiem normalnej pracy 8 godzinnej.
Z miłych spraw to gotowałam wczoraj dla mojego męża. Był to obiad w porze kolacji, ale liczą się chęci.


Ps: Kto uważa, że risotto robi się w pół godziny to chyba nigdy nie robił go z ryżu przeznaczonego do tego dania ;)
Miłego dnia :)

wtorek, 8 września 2015

Dzień Marzyciela!

Dzień Marzyciela!
Dzień dla tych co spełniają swoje marzenia, od tych najmniejszych po te największe, niejednokrotnie przekręcające życie o 180 stopni. Dla tych co planują je spełniać. Dla tych co własnie je realizują. Dla każdego kto przynajmniej raz marzył.
Niezależnie czego dotyczą i czy są wg nas realne czy nie. Warto próbować je realizować. Granice bowiem istnieją w nas samych. Co oznacza że niekoniecznie realnie występują.
Mam w głowie jedno marzenie.
Realne?
Szkoda, ze odpowiedź na to pytanie nie jest w moich rękach. Ktoś inny zadecyduje czy się spełni. To dość przyziemne marzenie. Związane zawodowo.
Zaskoczyłam, że nie dotyczy dzieci? Chyba sama siebie:)
I chyba na tym życie polega że samymi dziećmi nie da rady żyć.
Marzenie o dzieciach już się spełnia. Jest tylko trochę wydłużone w czasie. Nikt nigdzie nie napisał jaki jest czas realizacji marzeń.
 Małe? Duże? Realne? Marzenie przypieczętowane uśmiechem na twarzy. Życzę tego również sobie. Trochę uśmiechu mi się przyda.





sobota, 5 września 2015

Kilka słów co u mnie

Odstawiłam rozmyślanie.
Jestem na "detoksie".
Książki leżą i się kurzą.
Nie czekam. Nie myślę. Nie czytam. Nie szukam.
I jest mi z tym dobrze.
Biegam.
Zrywam z rutyną, z przyzwyczajeniami. Nie liczy się ani pogoda, a ni pora dnia. Zmęczenie przestało być dla mnie wyznacznikiem dnia. Stało się pojęciem względnym. Nigdy nie jestem na tyle zmęczona by nie móc jeszcze "czegoś" zrobić. Czy starczy mi samozaparcia, nie wiem. Żyję chwilą. I jest mi z tym dobrze.
Dystans jest względny, zawsze można pociec dalej.
8 km pękło.
Przede mną dycha.
Kto da radę jak nie ja!


niedziela, 23 sierpnia 2015

Dużo się dzieje ostatnio w moje głowie. Myśli biegną istny maraton. Zmieniają się jak pogoda. 
Miałam okazje, już nie raz, przeczytać w necie wątpliwości kobiet odnośnie adopcji. Czy adoptowane dziecko pokocha ich jako swoich rodziców? Czy Ona pokocha je jak własne dziecko?
Nigdzie nie trafiłam na pytanie czy adopcje nie zrobi z naszego życia koszmaru? Po wgłębieniu się temat choroby sierocej taka sytuacja może być jak najbardziej realna. Mimo miłości, mimo starań może być trudno. Nie na nasze siły. Nikt mnie nie przekona że adopcja wiąże się z takim samymi problemami jak przy dziecku  o tym samym kodzie genetycznym co my. One maja przeszłość, bagaż przygniatający nie jednego dorosłego a co dopiero małe dziecko. Nie mówię nie adopcji. Nie mówię nic. Zastanawiam się. Od samego początku wiedziałam, ze problemy będą. Zakupiona literatura raczej nie wpływa na mnie kojąco. "Odczarować adopcję" - opisy choroby sierocej i jej skutki odbijające się na całej rodzinie - mam dreszcze jak teraz o tym pomyślę. Czy każde dziecko tak to przechodzi, terroryzując matkę?

Gdzieś kiedyś przeczytałam czy usłyszałam, że przy adopcji trzeba być samolubnym, aby nie skrzywdzić ani siebie ani dziecka. Nie można podjąć decyzji pod wpływem emocji. Pragniemy dziecka, jesteśmy w stanie zrobić na prawdę wiele by się tylko spełniło. I co wtedy? Dopiero wtedy wszystko się zaczyna. Idealizujemy macierzyństwo, bo pragniemy go jak nikt na świecie. Ale macierzyństwo to nie jest takie proste jak w kolorowych magazynach. Przy dziecku adoptowanym ta poprzeczka jest postawiona jeszcze wyżej. I co wtedy gdy "choroba" dziecka zacznie niszczyć nasza rodzinę, a miłość wszechobecna to będzie za mało. Co wtedy gdy trzeba będzie wrócić do pracy, bo finanse na nic innego nie pozwalają a nasze dziecko nie jest jeszcze nasze. 
Wiem, że to nie bajka i happy end nie pojawi się z dniem poznania dziecka. To dopiero początek gdzie na końcu drogi  mgliście widać ten upragniony neon. A może go nie widać, tak mocno zasłaniają go problemy naszego dziecka? I co wtedy. Będziemy walczyć do upadłego. Albo się uda albo wszystko ulegnie zniszczeniu - my, nasz miłość, nasz rodzina. I co wtedy?
Polecam artykuł: http://kobieta.wp.pl/kat,132000,title,Adopcja-odczarowana,wid,17659084,wiadomosc.html?ticaid=115742&_ticrsn=5
Jeśli oczekujecie słodkiej opowieści o tym jak wygląda adopcja od wewnątrz to nie czytajcie go. Końcówka daje  nadzieje, że mimo problemów i spraw które potoczyły się poza planem, nie zmieniliby swojej decyzji, chodź kosztowała i kosztuje ich więcej niż by się wydawało, niż byli wstanie przypuszczać w najśmielszych snach, marzeniach. 
Długi czas biłam się z myślami czy pozwolić sobie na opisanie emocji które mną targają. Pewnie nie jedna z Was przylepi mi karteczkę: nie nadaje się do adopcji. Bo myśli o sobie a nie o biednym dziecku. Ale tak na prawdę każda z nas tak myśli która czeka latami na swoje dziecko. Dzieci w DD jest mnóstwo ale nie zdrowych fizycznie. Na to nie decyduje się większość z nas bo myśli o sobie. Nie chcemy poświęcać się dziecku 150% . Więc czekamy na dzieci z najmniejszą ilością dysfunkcji fizycznych. To źle, nie. Chcemy być najbliżej macierzyństwa takie prawdziwego które zabrała nam niepłodność. Najbardziej normalnymi matkami zwykłych dzieci. Po prostu. Czy Nam to będzie dane czy w ogóle jest to możliwe przy dziecku adoptowanym? Nie wiem. Czy się o tym przekonam tez nie wiem. Myślę. Rozpatruję. Dociekam. 
Za książkę Nadzieja na nowe życie  dziękuje. Dziękuję jednej z blogujących dziewczyn, że napisała o niej. Dzięki temu mam okazje mieć pozycję wartą przeczytania i posiadania. Jaki jest sens Twojego oczekiwania na dziecko - to pytanie nie raz dręczyło mnie godzinami. Rozdział o identycznie brzmiącym tytule miałam wrażenie jakby był pisany o mnie. Daje zrozumieć. Polecam!

wtorek, 18 sierpnia 2015

Kilka dni wolnego

Jestem na kilku dniowym wolnym od pracy.  Słowo urlop wpływało na mnie dość dołująco. Stąd zmiana nazewnictwa. Urlop = wyjazdy. Więc nie urlop. I jakoś milej mi na sercu.
Chodź praca wczoraj sama się do mnie odezwała. Sytuacja "kryzysowa" na szczęście opanowana. I nie jest potrzebna od zaraz. Dopiero w poniedziałek czyli wg planu.
Próbuje odpoczywać, nie jest to łatwe. Może ja nie potrafię nie robić nic i wypoczywać. Chodź na plaży jakoś mi się to udaje, to czemu jest to takie trudne w pieleszach domowego spokoju. Rzuciłam się w wir aktywności fizycznej. Basen. Bieganie. "Chodakowska".
Poza tym gotuje obiadki mężowi - jak przystało "wzorowej" żonie ;p
...
Próbuje tez czytać książki nabyte ostatnio w tematyce adopcji.
"Dzieci z chmur" początek dla mnie zbyt wspominkowi. Wróciły uczucia które mną wtedy targały. Odłożyłam. Nie dla mnie. Nie teraz.
"Odczarować adopcję" - przynajmniej na razie rzeczowa. Dobrze się czyta.
...



sobota, 15 sierpnia 2015

Poranne pisanie

"Nadzieja na nowe życie. Poradnik dla marzących o dziecku."  natrafiłam na ten tytuł na blogu wszystkie-kolory-świata. Zaciekawiła mnie. A recenzja rozdziału o radości do życia - zainspirowała. Wiedziałam, że muszę mieć ta książkę. Zakupu nie planowałam już teraz, bo dopiero co odebrałam paczkę książek o adopcji której nawet nie przejrzałam. Postanowiłam nabyć ją po przeczytaniu posiadanej już literatury. Dziś chciałam tylko przejrzeć recenzje. Portal lubimyczytać.pl bardzo mi w tym pomaga. Tam oprócz opinii są propozycje sklepów gdzie można dany tytuł nabyć i w jakim cenach. I okazało sie że w sklepie http://www.znak.com.pl/ maja na ten tytuł spora promocję. I jak tu z niej nie skorzystać. I takim sposobem nabyłam kolejny tytuł za który zapłaciłam jedyne 15 zł już razem z przesyłka. Polecam bo normalnie koszt książki to ok 25 zł + koszt przesyłki. 
A napisałam o tym aby każdy kto zamierzał zakupić powyższy tytuł wiedział że obecnie może go nabyć takiej. Mnie to skusiło by mieć ja już teraz a nie czekać i później przepłacić. 
Za to uwielbiam internet. Święto. Poranne godziny. A ja zrobiłam niezły zakup za małe pieniądze. 
...
Od wczoraj przebywam na urlopie. Tydzień relaksu mnie czeka. Zaczęłam ten czas dość intensywnie - byliśmy wczoraj z moim Mężem na wycieczce w górach i w parku linowym. Nawet nie wiedziałam że mam w sobie tyle lęków związanych z wysokościami. Mimo to dałam radę. Nawet przejazd na tyrolce został przez mnie ujarzmiony. A mój Mąż bawił się tam jak dziecko - taki był szczęśliwy :)
...
Dziś mija Nam kolejna rocznica - dokładnie 8 lat bycia razem:)
Wszystkie Najlepszego Kochanie:*

niedziela, 9 sierpnia 2015

Rocznicowo

Wizyta domowa pań z Ośrodka nie opuszcza ostatnio moich myśli. Nie ze strachu raczej z ograniczonych godzin pobytu w domu i niewielkich szans na wcześniejszy wyjście z pracy czy dnia wolnego. Jestem świadoma godzin pracy pań z Ośrodka. Może akurat w tej kwestii są bardziej przystępni dla ludzi pracy. Za kilka dni idę na urlop i byłoby idealnie gdyby własnie w tym terminie chciały Nas odwiedzić. Miałabym czas by być, a nawet doprowadzić dom do stanu lśnienia. I kolejny punkt w drodze po maleństwo mogłabym skreślić ze swojej listy.
...
Ze spraw dnia codziennego to w piątek minęła nam 5 rocznica Ślubu. 
Było romantycznie, wytwornie. 
Wiele się wydarzyło w ciągu tego czasu. Sam ostatni rok przyniósł ze sobą wiele zwrotów i zmian kierunków. I tak stoimy na drodze ku adopcji. I gdyby pewne sytuacje nie miały miejsca  zeszłej jesieni nie byłoby tu Nas. Na 1-szy rzut oko mało pozytywne. Nie wszystko co wydaje się dla Nas niekorzystne takie jest gdy spojrzymy na to chłodnym okiem. Gdyby nie one nie podjęlibyśmy decyzji że nie ma co przekładać wizyty w Ośrodku. I tak jesteśmy tu 9 miesięcy po złożeniu podania. Kurs czeka na Nas już za progiem . A prace zmieniłam i tak. Mój M również wpisał na listę zmian nową pracę. I tak pełni optymizmu żyjemy sobie:)
...


niedziela, 2 sierpnia 2015

Po weekendowo

Dziękuje za wszystkie miłe komentarze pod postem dotyczącym książek. Za tytuły też dziękuje. Paczka zamówiona, a  w niej:
"Jeż"
"Jeśli bocian nie przyleci skąd się biorą dzieci"
"Dzieci z chmur"
"Odczarować adopcję"
Wszystkie udało mi się znaleźć w jednej księgarni internetowej. Polowałam też na "Bociany przylatują zimą" i "Odnalezieni" ( za Wasza namowa w komentarzach :) - nie znalazłam jednak. Będę szukać dalej. Na chwile obecną  literatury  Nam wystarczy. Nie mówię, że za kilka tygodni nie zamówię kolejnej paczki. Teraz czekamy na obecną :)
...
Weekend minął szybko w gronie rodziny.
I znowu tydzień pracy przede mną ;)
Teoretycznie za 2 tygodnie idę na urlop. I powinnam się cieszyć. Tylko ja nie chciałam urlopu w tym terminie. Jeszcze jest mała nadzieja że mi go przesuną tak jak chciałam. Zobaczymy. Wolałabym spędzać urlop  z mężem niż sama z kotem. Chodź z kotem potrafi być miło. To i tak wolałabym w Trójkę, ja, mąż i kot :) Urlop planowaliśmy w październiku. Wtedy jest szansa, że spędzimy go  razem. Mąż zmienił obecnie prace i na urlop  nie ma co liczyć teraz w sierpniu.
...
Dobra zbieram się do pracy
Miłego dnia:)

czwartek, 30 lipca 2015

Książki

Zbieram się do zamówienia paczki książek dotyczących adopcji. Na razie mam 3 pozycje dla nas i 2 dla naszego dziecka. Jeżeli macie warte przeczytana tytuły będę bardzo wdzięczna :)

"Odczarować adopcję" Magdalena Modlibowska

"Moje dziecko gdzieś na mnie czeka. Opowieści adopcyjne" Katarzyna Kolska

"Dziecko z chmur" Bigos Justyna, Mozer Beata

A dla naszego dziecka:
"Jeż"
"Jeśli bocian nie przyleci skąd się biorą dzieci" Frączek Agnieszka

sobota, 25 lipca 2015

cisza

U mnie cisza po burzy.
Wracam do wewnętrznej harmonii.
"Ciążowe rewelacje" znajomych nadal wpływają na mnie dość mocno i niezbyt pozytywnie.
Na szczęście to już za mną, przynajmniej ta konkretna sytuacja. Pewnie przede mną jeszcze sporo takich sytuacji.
Otrzepałam się.
Policzyłam straty.
Żyję dalej.
..
Stopuje z poszukiwaniami wyprawki marzeń.
Skutek odwrotny do zamierzonego.
Rozdziera rany pt"chce dziecko tu i teraz".
Większości pomaga to super, tylko pozazdrościć. Mnie wprowadza w nostalgiczny nastrój. Budzi pragnienia nad którymi próbuje zapanować od dłuższego czasu i mniej lub bardziej udało mi się je schować głęboko w sobie.Miały zaczekać na "lepsze" czasy- na czas po tym wymarzonym telefonie. Teraz mają siedzieć cicho. Ich czas dopiero nastąpi.
Tyle w temacie.
...

wtorek, 21 lipca 2015

kocyk - wybrany

Udało się!
Kocyk wybrany, zaakceptowany przez mojego M, teraz tylko zamawiać :)
Oto i on:

 Do tego poduszka:

Odnośnie kocyka zastanawiam się jeszcze nad rozmiarem. Czy 70 na 100 nie będzie za mały? Mają jeszcze rozmiar 100 na 135 - podpisany dla przedszkolaka. I sama już nie wiem.

niedziela, 19 lipca 2015

Takie tam moje ...

Poszukiwania kocyka ciąg dalszy trwa.
Kolory wybrałam.
Szary z żółtym.
Z jednej strony chcemy szary materiał minky, a z drugiej taki jak poniżej.
Do tego wymyśliłam, że zrobimy zasłony, jedna będzie żółta, a druga szara. Szara będzie przylegać do ściany pomalowanej na żółto, a żółta do szarej ściany. Zasłony będą pełnić tylko funkcje ozdobną i ocieplającą pomieszczenie. Od słońca będzie dziecko chronić roleta zewnętrzna, która już w przyszłym pokoju naszego malca już jest i o dziwo w kolorze słońca. Tak szczerze to ja jestem anty frankowa. Zasłon też nie darzę jakąś wielką sympatią. Oglądałam jednak kiedyś program dotyczący metamorfoz pokojów dziecięcych i zainstalowane tam zasłony zdziałały cuda. Sprawiły że pokój stał się o wiele bardziej przyjazny i przytulny. A chciałabym aby nasz pokój dziecięcy tez taki był stąd pomysł z zasłonami. Znalazłam jedne fajne ale w szare zygzaki. Nie chciałabym jednak przesadzić z zygzakami i całe szare będą odpowiedniejsze. 
Ustaliliśmy z M, że jak będzie chłopczyk to dodamy w pokoju elementy zielone, by był bardziej chłopięcy.
Musze tylko znaleźć sklep/blog/osobę która uszyje dla nas cudny kocyk z poduszką. Możliwe, że też firanki.
Poszukiwania trwają :)
...
Zaczęłam tez przeglądać strony z łózkami dla dzieci. Na razie zwróciłam swoja uwagę na spanie dla dwulatka. Chcielibyśmy dziecko jak najmniejsze. Nie wiadomo jednak jakie do Nas trafi. Nasz przedział wiekowy to  od 0 - 2,5 roku. Jeżeli będzie to dziecko roczne lub mniejsze to łóżeczko mamy już wybrane. Takie Nam się podoba:

Można je później przerobić na łóżko.
Natomiast jeżeli będzie miało ok 2 lat, warto rozpoznać zawczasu co oferuje rynek. Na razie spodobało mi się takie:


Pewnie do dnia kiedy przyjdzie Nam dokonywać zakupu minie jeszcze sporo czasu i moja wizja może ulec zmianie, ale przynajmniej wiem co można dostać na rynku. Na razie traktuje moje poszukiwania tylko poglądowo.
...




wtorek, 14 lipca 2015

Przemyślenia - słów kilka

Dziś mój M zaproponował wizytę w Księgarni w celu poszukania książek w tematyce adopcyjnej.
Cieszy mnie to niezmiernie. Ciesze się na kurs, jednocześnie obawiam wszystkiego co może nas na nim spotkać. Boje się akcji typy pokażemy Wam, że się nie nadajecie na rodziców. Pamiętam naszą 1-szą wizytę w Ośrodku - Pani chciałam Nam za wszelką cenę pokazać adopcje z jak najgorszej strony, jakby chciała byśmy już nie wracali na drugie spotkanie. Wiem -  pewnie to zamierzone działanie w celu wyeliminowania niezdecydowanych i nie pewnych swojej decyzji ludzi by dzieci trafiały pod dobre skrzydła, a nie do przypadkowych ludzi którym się wydaje że adopcja dziecka to jak zakup w sklepie zawsze można wymienić. Tylko czy nie można w sposób bardzie cywilizowany uświadamiać ludziom z czym decyzja o adopcji się wiąże i czy na pewno są gotowi na wszystkie konsekwencje takiej decyzji. Przecież większość z osób pracujących w Ośrodku to psycholodzy. Ludzie którzy teoretycznie umieją rozmawiać z ludźmi i nakierowywać ich na właściwy tor. A nie zastraszać. My się nie daliśmy.
Wiem, że pewnie nie Jedna z Was miała inne odczucia w stosunku do Pań w Ośrodku. Wiem, że nie można wszystkich wrzucać do jednego worka.
Chciałabym się pomylić i móc w grudniu napisać: przepraszam pomyliłam się nie tacy straszni jak ich malują. Oby..
...




poniedziałek, 13 lipca 2015

W poszukiwaniu idealnego prezentu

Miałam wczoraj okazje buszować po dziecięcym sklepie.
Poszukiwałam kurtki dla mojego Chrześniaka.
Miałam problem z ogarnięciem rozmiaru nie widząc dziecka pół roku, znające tylko jego wymiary.
Przy pomocy bardzo miłych Pań i konsultacji telefonicznej z Mamą, ogarnęłam temat i zakupiłam niebiesko-zielona kurteczkę. Oby tylko była dobra rozmiarowo.


Poszukuje jeszcze prezentu dla dwulatki. Chciałabym, aby to była książka. Może znacie tytuły warte polecenia . Ja upatrzyłam " Co robią mrówki?" Dużo pozytywnych opinii o niej czytałam. A pierwszy raz usłyszałam o niej na blogu Matki Wariatki.


Pierwszy raz od dłuższego czasu wizyta w sklepie z dziecięcymi akcesoriami nie wprowadziła mnie w melancholijny humor. Konkretny cel zakupów tez pomógł, nie chodziłam bez celu zachwycając się rzeczami w rozmiarze mini. 


Miłego dnia wszystkim :)

13 szcześliwa

Pamiętam siebie z dnia składania wniosku w OA. Termin kursu wydawał mi sie taki odległy. Wyobrażałam sobie jak to będzie liczyć każdy dzień. Jak będę wydzwaniać do Ośrodka czemu jeszcze nie dzwonią. Z niecierpliwością wyczekiwać spadających liści. A zaskoczyłam sama siebie. Tyle się dzieje u Nas ze czasami nie mamy chwili by spokojnie usiąść, a tym bardziej narzekać ze nie jestesmy rodzicami i nie wiemy kiedy to nastąpi. Ostatnie pól roku dalo mi w kość tak pozytywnie. Dalo powera by wziasc życie za rogi. Żyć a nie wegetować. Nawet nie zdążyłam zacząć odliczać chodźby miesięcy, które muszą upłynąć do kursu, a telefon zadzwonil.Mamy to!Miejsce na jesiennym kursie i to weekendowym. Kurs zaczyna się w październiku i trwa do grudnia. 6spotkań przez całą sobotę. Sierpień -wrzesień wizyta domowa.

środa, 8 lipca 2015

To tylko kocyk, a tyle radości

Po weekendzie nad wodą zostały  miłe wspomnienia i minimalny żal że tak szybko trzeba było wracać do rzeczywistości. Z "pamiątek" została przypieczona" na czerwono skóra, miejscowo już odchodząca w niepamięć.
3 dni a tak trudno było we wtorek wstać do pracy.
...
Wczoraj wpadłam w nostalgiczny nastrój, łzy same płynęły mi po przy czerwienionych policzkach. Widok kobiety w ciąży mógł mieć na to znaczy wpływ, ehh
...
Za Wasza radą poruszyłam z moim M temat przygotowań do adopcji tzn przygotowanie pokoju czy zakup rzeczy które i tak nam się przydadzą niezależnie od wieku czy płci.
Pomalowanie ścian zaakceptowane.
Z rzeczy do kupienia mogę poszaleć przy wyborze kocyka.
Więc od wczoraj przeglądam strony z kocykami. Materiał Minky mnie urzekł.
Mamy tez wybrane kolory. Stanęło na żółtym z szarym.
Malowanie nie tak od razu, ale przynajmniej kolory mamy wybrane.
Z farb polecamy fluger - z moich doświadczeń to jedyna farba faktycznie zmywalna, przy której nie ściera się koloru. Przy zmywaniu zachowuje się jak olejna, tylko na ścianie wygląda jak normalna farba. W dziecięcym pokoju tylko taka wchodzi w grę. Co do kolorów to ta firma robi każdy kolor jaki się wymarzy, więc o odcień się nie martwię.
Temat ubranek - ciężka sprawa. Na razie mogę poszaleć w temacie kocyka.
Po odmalowaniu ścian chciałabym wybrać karnisz i zasłony. Zasłony chce potraktować bardziej jako ozdobę. W pokoju już jest roleta wewnętrzna. Firanki nie przewiduje.
I to byłoby na tyle.
Wiem, że wybranie kocyka to żaden problem, ale nawet nie wiecie ile mi to sprawia radości. Pewnie minie jeszcze trochę czasu zanim na jakiś się zdecyduje. Wybór jest ogromny.
Miłego dnia.
Ja wracam do rzeczywistości i idę się szykować do pracy :)

piątek, 3 lipca 2015

Zakiełkowała myśl

Dziękuje Wszystkim za miłe słowa w komentarzach pod ostatnim postem.
Dużo dla mnie znaczą.
Macie rację, tylko gdyby to było takie proste.
Jedne myśli odlatują jak bańki mydlane, a inne kiełkują w naszych głowach jak przebiśniegi na wiosnę, pomimo śniegu, pomimo przeciwności.
...
U Nas dużo zmian. Na razie na płaszczyźnie teorii. Na potwierdzenie ich słuszności przyjdzie czas za miesiąc, może dwa.
Jak zamysł  planu stanie się faktycznie planem możliwym do realizacji to dam znać co u Nas .
Na razie czekamy.
W ciąży nie jestem, uprzedzam pytanie.
I wracam psychicznie do stanu przed akcją z rzekomą ciążą
...
Na razie rozkoszujemy się upałami, które zawitały.
Weekend to biwak nad jeziorem. Pełny luz. 3 dniowy.
Zamierzam trzy dni leżeć na plaży plackiem, obracać się jak kiełbaska na grillu ;)
Taka mała namiastka urlopu.
...
Miłego Weekendu :)

niedziela, 28 czerwca 2015

Cześć mnie nadal mocno tego pragnie

Za mną ciężki tydzień.
Odnoszę wrażenie, że każdy kolejny takim jest w moim mniemaniu.
Ten był inny.
Psychicznie ciężki.
Dałam sobie wmówić coś czego pragnę najmocniej na świecie, ale wiem, że jest nierealne.
I to autorytetowi. Jakim powinien być a nie jest. Zaszufladkowane w kategorii cud. A cuda to chyba tylko w bajkach. Bajka to nie była, bo nie miała happy endu.
Od początku.
Odkąd znamy nasze wyniki. Mało optymistyczne. Zaprzestałam bieganie do lekarzy. A odkąd złożyliśmy podanie o adopcję zaniechałam nawet rutynowe wizyty.
A że kontrola raz do roku to minimum to umówiłam się do ginekologa. Kontrolnie. Zmierzyć mięśniaka. Zrobić cytologie. Tyle.
Swojego ginekologa nie mam więc umówiłam się do dowolnego.
Od kilku lat chodzę do ginekologa w ramach lux med. Plusy są tego takie że w swojej bazie mają wszystkie moje wizyty, badania. To dosc ważna wzmianka zanim przejdę do sedna.
No i bada mnie pani lekarz. Mierzy mięśniaka. I wyskakuje do mnie z tekstem:" a pani sie zabezpiecza przed niechciana ciążą?"
Ja zmieszana.
Mówię że nie, bo chcemy mieć z mężem dziecko, ale nie możemy.
A Ona do mnie, że mam grube adometrium, więc jak nie przyjdzie okres to proszę zrobić test.
A ja do niej, że to raczej niemozliwe bym była w ciąży, musiałby stać się cud.
To Ona do mnie o klinikach niepłodności.
O in vitro.
A na końcu i tak jeszcze raz dodała, że jak nie przyjdzie zrobic test.
Juz na fotelu podczas badania łzy mimochodem opuściły moje oczy spływając po policzkach. Przebierając się wybuchłam płaczem. Chciałam stamtąd wyjść jak najszybciej.
W domu było to samo.
Zła byłam na siebie, że część mnie podchwyciła ta informacje. A myśli pozwoliły sobie na chwilę fantazji.
I los chciał, że spóźniła mi się. Normalnie prawie jak w zegarku mam co 23 dni. Chyba łatwo się domyślić co przeżywałam w 24, 25 dniu.
 Zła jestem na siebie, ze pozwoliłam sobie znowu wszczepić chorą nadzieje, ze mogę być w ciąży. Przypomniałam sobie jak tego pragnę.
Przyszła w 27 dniu.
Rozbiła mnie w drobny mak.
Nienawidzę tego stanu.
Nawet teraz o tym pisząc mam łzy w oczach.
Tuż po miałam wszystkiego dość, nawet adopcji.
Serdecznie dość tego całego starania się o dziecko.
To jest ponad moje siły.
...
Po dojściu do siebie, zaczęłam kierować myśli na całkiem inne tematy. 
I zaczęłam szukać noclegu na weekendowy wypad na jezioro.
Taka spychologia myśli.
Czy się udało nie wiem.
Przydałby się urlop. A on dopiero na jesieni.
...

niedziela, 21 czerwca 2015

Taka oto refleksja

Czasami nachodzi mnie impuls i nie jestem w stanie powstrzymać się od przeglądania dziecięcych mebli, akcesoriów.  Przekopuje internet wizualizując pokój przyszłości naszego dziecka. A że wiek dziecka dość trudno określić czasami przeglądam aranżacje dla niemowlaków, a innym razem dla dwulatków.
Jak byliśmy na etapie wypatrywania dziecka na każdym kroku miałam manie przeglądania blogów o tematyce dziecięcej.  Czytałam wpisy co warto kupić, a co nie przydało się w ogólę, zasypując męża tymi nowinkami. Teraz mnie trochę męczą i ich unikam. To jeszcze nie mój etap. Tam prócz przeróżnych propozycji są opisy jak to moje dziecko jest cudowne. Moje dziecko jeszcze nie jest cudowne bo go nie ma. Takie opisy działają na mnie trochę jak widok kobiety w ciąży. Nie chce nikogo urazić, każdy ma swój etap w życiu i nim się chwali i to zrozumiałe. Nasz na dziecko tez przyjdzie i pewnie zasypie Was wtedy nowinkami co tam u Naszej Trójki. Na razie wizualizuje pokój naszego przyszłego dziecka.
...
Mam nawet już wizje kolorystyczną pokoju. Niezależnie od wieku będzie pasować, czy Nam się nie zmieni tego nie wiem. Ale fajnie tak sobie czasami pomarzyć.
Nasz obecny typ to szary z żółtym. Nawet znalazłam meble dla dziecka w tej kolorystyce. Urzekły mnie. Nie wiem czy nadal będą w ofercie gdy już będziemy ich potrzebować, ale mam na uwadze sklep sprzedający je.
...
Przy adopcji będzie inaczej. Mało czasu. Wcześniejsze zakupy trzeba będzie ograniczyć do minimum by nie stać się właścicielami niepotrzebnych detali. Wiek nieznany. Chyba tylko w kwestii książek będę mogła zaszaleć. Zacznę jak tylko wpiszą nas na listę oczekujących takie ustalenie z mężem. Już mam na oku kilka pozycji które zakupię do naszej biblioteczki niezależnie do wieku dziecka.  Przed poznaniem dziecka nie zamierzam kupować ciuszków. Jak na razie wypatrywanie ich w necie mi wystarczy. Czy tak będzie czas pokaże. Nie chciałabym kupić coś czego nie będziemy potrzebować. Pewnie i tak nie uchronię sie od tego  w 100%.
...

niedziela, 14 czerwca 2015

Kilka słów ode mnie

Czy to trochę nie jest tak, że to jak się czujemy zależy tylko od Nas?
Nie od pogody.
Nie od dnia cyklu ( u kobiety )
Bo w pracy do dupy.
Bo Ktoś powiedział coś co mi się nie podoba i teraz będę zła/ wkurzona.
Czy nie jest trochę tak, że każdą taką sytuacje sami wykorzystujemy by sobie pomarudzić jak mi źle.
Ale jak to - pewnie nie jedna z nas teraz pomyślała? Ja miałabym sama chcieć by było mi źle bym była wkurzona, no co Ty.
A gdyby jednak tak było.
Czy nie jest trochę tak, że będąc w złym humorze, oczekujemy by ktoś nas przytulił, by ktoś przyłączył się do naszego "marudzenia". Pogłaskał po głowie i powiedział rozumiem Cię masz racje.
Tylko czy to jest wyjście z sytuacji?
Czemu tak łatwo ranią nas słowa gdy Ktoś coś nam powie, co nam się nie podoba?
Niby szanujemy zdanie inny, ale jak przychodzi co do czego to ludzi mających inne zdanie niekoniecznie dla nas miłe nazywamy hejterami. Czy nie żyjemy w wolnym świecie gdzie każdy powinien mieć prawo wyrażać swoje opinie. Niby tak jest, ale konsekwencje tego są czasami zbyt duże więc "słodzimy".
Czy nie wolelibyśmy czasami znać prawdę przez duże P niż prawdę która nią nie jest?
Dlaczego pozwalamy by inni ludzie psuli nam humor. Ktoś coś powie a my mamy zły humor. Przecież on nam nic nie zrobił. Nawet nas nie dotknął. To tylko słowa. Czemu coś tak ulotnego nas tak bardzo dotyka. Czasami od obcych.
Czemu ciągle tłumaczymy swoje samopoczucie od danej sytuacji.
Bo praca.
Bo ciąża.
Bo czekanie na adopcję.
Bo...milion powodów by ponarzekać.
No właśnie. Nie łatwiej byłoby myśleć pozytywnie. Włączyć luz. I nie przejmować się ludźmi aż tak bardzo.
Jeżeli Ktoś uważa, że nie jestem dobrym człowiek, ok i co z tego? To tylko jedno zdanie.
czy nie jest trochę tak, że ruszają nas słowa innych bo wewnętrznie czujemy że tacy jesteśmy chodź nie przyznajemy się do tego.
"Uderz w stół a nożyce się odezwą" - coś w tym jest.
Ja też taka bywam.
Bo tak łatwiej wiem.
Tylko czy lepiej.
Moim zdaniem nie.
Więc warto z tym walczyć, mimo przeciwności.



niedziela, 7 czerwca 2015

Truskawkowo

Truskawkowe sezon w pełni. Trzeba korzystać z niego póki jest. I tak codziennie raczę nas truskawkowymi smootie. W kwestii pieczenia rabarbar zamieniłam na truskawki. Kolejne ciasto na zimno chłodzi się. A w kuchni rozchodzi się zapach galaretki - słowa męża.
...
Jakoś nie za specjalnie odpoczęłam mimo aż 4 dni wolnego. Czyżbyśmy przesadzili z ilością aktywności? W środę mąż zabrał mnie na koncert jazzowy. Czwartek zaczęliśmy dzień bieganiem. 4 km pokonane.  A skończyliśmy rowerowo. 20 km. Plus wieczorny grill na balkonie. Środa to wyprawa rowerowa 42 km. I odwiedziny. Grill. Sobota powrót do domu rowerem. 38 km. Wieczorem wyjście w miasto. I tak nastała niedziela. Doliczając słońce, które prażyło całe poprzednie 3 dni, dziś na jedyne co miałam i mam ochotę to leniwe odpoczywanie. Rozpatrywaliśmy rowery. Odpadły. Ewentualnie wieczorem zaliczę "małe" bieganie. Jeszcze tą opcje rozpatruje.
...
Na bieganie wieczorne się skusiłam. I taka byłam z siebie dumna, bo biegłam na 5 km. I jakie było moje rozczarowanie gdy już w domu okazało się, że endomondo ześwirowało i źle policzyło mi kilometry. Grrrr. Wydaje mi się że przebiegłam planowany dystans szkoda, ze urządzenie do pomiaru tego nie potwierdza. Na pewno nie przebiegłam tyle ile pokazuje sprzęt bo biegam ta trasa regularnie. Normalnie jak biegam to jest 4 km, a że ja wydłużyłam to koło 5 km oscylował mój przebiegnięty dystans. Dawno tak dobrze mi się nie biegło.
...
A teraz zajadam się sernikiem na zimno. Pierwszy raz robiłam ciasto na zimno z jogurtu greckiego i śmietany 30%. Więc tak na prawdę sernik to nie jest bo brak w nim sera. Ciasto na zimno z truskawkami i galaretką. Do tego kawa i mąż u boku i jak milej zaczynam poniedziałek. U nas właśnie grzmi. pogoda tez pomaga pracującym by lepiej się szło do pracy po tak długim weekendzie.
Miłego dnia dla Wszystkich :)


niedziela, 31 maja 2015

Weekendowo

Temat adopcji uspokajam w swojej głowie. Odkładam na "półkę" pt. w stanie uśpienia do czasu telefonu  ( chodzi o kurs ).  Próbuje zająć myśli sprawami "przyziemnymi", codziennymi. 
...
Jak mawiają Gość w dom, Bóg w dom.
Lubię odwiedziny. Jeszcze bardziej osób dawno nie widzianych. A taka właśnie osóbka odwiedziła Nas w mijający weekend. 
Jedyny minus - droga o nazwie "odpoczynek" staje się boczną zarośniętą dróżką, którą trudno znaleźć. 
Tak to same plusy :) 
Tak upłynął Nam weekend.
Po drodze był przystanek na ciasto z rabarbarem i truskawkami. Sernikowi na zimno nie było po drodze, może "wpadnie" w przyszły weekend :D
Na obiad zawitały do Nas szparagi. Zielone. Idealne. Położyły się na makaronie i oblały sosem śmietanowym z suszonymi pomidorami. Niebiańskie połączenie. Polecam. Śpieszcie się, bo czas szparagów powoli dobiega końca ( przynajmniej w tym roku :D )
Pogoda dopisało - lato w końcu zawitało do nas nie tylko w kalendarzu ale również w postaci gorących promieni słońca i ciepłego wiatru :)
...
Przede mną trzy dni pracy ( tylko ) i długi weekend. Już się nie mogę doczekać. Plany na razie nijakie. Nieważne i tak nie mogę się doczekać. 
Może góry?
...

czwartek, 28 maja 2015

Testy psychologiczne

Testy psychologiczne za Nami.
Na testach włączyła mi się "głupawka".
Dobrze, że wypełnialiśmy je bez udziału osób trzecich.
Niezliczona ilość pytań, po połowie miałam już mętlik w głowie.  W kółko podobne pytania tylko inaczej sformułowane.
1-sza część dotyczyła zachowań rodzicielskich.
Nie jesteśmy rodzicami więc zaznaczaliśmy odpowiedzi według własnych nie opartych na żadnym doświadczeniu przekonań.
2-ga część obszerniejsza dotyczyła osoby jaką się jest.
240 stwierdzeń.
Zasada ta sama.
Całkowicie się zgadzam.
Zgadzam się.
Nie wiem.
Nie zgadzam się.
Całkowicie się nie zgadzam.
Pytania dzieliły się na kilka grup. Według moich spostrzeżeń. W ramach "grupy" pytania dotyczyły tego samego tylko stwierdzenie było inaczej sformułowane.
Czeka Nas jeszcze omawianie zaznaczonych odpowiedzi. Ale to dopiero na kolejnej wizycie.
Emocje poczułam po wyjściu. Boję się, że Ktoś stwierdzi, że ja nie nadaje się na bycie mamą.
Teraz czekamy na telefon w sprawie kursu. Nadal nie wiemy czy załapiemy się na kurs jesienny.
Samo wypełnianie testów nie było trudne.
Kolejny krok zrobiony.
Teraz chciałabym znów wrócić do stanu sprzed wizyty, spokoju który mi towarzyszył. Nie chce czekać jak  "na szpilach" na telefon z Ośrodka.
Wizyta obudziła we mnie uśpione pragnienia i uczucia, na które jeszcze za wcześnie. Ostatnie 5 miesięcy bardzo szybko mi minęło. I chce aby ten stan nadal trwał.
Więc koniec marudzenia.
Wracam do rzeczywistości.
Czeka mnie dziś wieczór z koktajlami :)
...
Emocjonujący dzień zakończyłam zakupami nowej torebki :)

Dzień wolny

Wybieramy się dziś do Ośrodka na wypełnianie testów psychologicznych.
Dokumenty skompletowane.
Zastanawiam się tylko w jakiej formie będą te testy.
Pytanie otwarte?
Pytanie zamknięte?
Nie wiem czego mam oczekiwać.
Wiem, że to i tak bez różnicy, jakie by one nie były trzeba będzie je wypełnić i tyle. Odhaczając tym samym kolejny punkt na drodze ku posiadaniu dziecka.
...
Mam dziś dzień wolny więc nie martwię się czy zdążę wyjść z pracy czy nie.
Ranek mimo iż wcześnie, jak na dzień wolny to bardzo miło spędziłam. Dziś mąż robił śniadanie. Takie wspomnienie z lat dzieciństwa. Parówki. Fajnie tak rano znaleźć pół godziny by spokojnie porozmawiać ze sobą przy jedzeniu. Dobra kawa też była.
...
Poza tym na rannym polowaniu w lidlu - mieli dziś odzież sportową, upolowałam sobie krótkie niebieskie spodenki do biegania lub na fitness - zadowolona :)
A dla męża sportowe skarpetki :)
...
W weekend mamy gościa, przyjeżdża moja mama. Nie widziałyśmy się pół roku. Już się za nią stęskniłam. Oczywiście rozmawiamy ze sobą regularnie praktycznie co drugi dzień, ale żadna rozmowa nie zastąpi spotkania :) Z tej okazji planuje jutro znowu stać się "cukiernikiem" i upichcić sernika na zimno.  Z truskawkami. Poszukiwania odpowiedniego przepisu trwają.
...
Wczoraj chciałam zakupić sobie jakąś wiosenna bluzkę by trochę odświeżyć swoja szafę. Jakie było moje zdziwienie, że w sklepach praktycznie same ciuchy letnie  typowe na plażę. I nic nie kupiłam. Może dziś uda się, oby ;)

wtorek, 26 maja 2015

Kilka słów od siebie

Z naszą pamięcią jest tak, że w chwilach "świąt" zapomina się o sprawach co nas wkurzają, koncentrując się tylko na tym jaką wspaniałą osobą jest. Oczywiście chodzi o "MAMĘ". Bo chodź nie każdy z Nas głośno się do tego przyzna to różnica pokoleń, lat, daje o sobie znać. My żyjemy inaczej. Też świat pozwala Nam na więcej. Czasami stawiają Nas do pianu. Czasami mają racje, a czasami nie. Kochamy je, każdy własną za to że jest. Inne sytuacje schodzą na 2 czy 3 plan. Nie ważne. Ważne, że jest :)
Poza tym każda z Nas sama chce zostać Mamą. Usłyszeć to z ust własnego dziecka jeden z kluczowych punktów na liście marzeń. Oczywiście już po tym by ta mamą zostać. Droga do tego potrafi być wyboista. Kto jak nie My wiemy o tym najbardziej. Życie daje nam w tej kwestii nieźle popalić. A mimo przeciwności, wstajemy i biegniemy dalej. Dla uśmiechu naszych przyszłych pociech jesteśmy wstanie zrobić wszystko :)





sobota, 23 maja 2015

Słodko-kwaśne słodkości

Od czwartku zbierałam się do kolejnego ciasta z rabarbarem.
Jak już pisałam wcześniej chciałam wypróbować przepis całkiem inny niż dotychczas. I tak trafiłam na bloga ilovebake, a tam przepis
http://ilovebake.pl/2014/05/07/ciasto-z-rabarbarem-i-budyniowa-pianka-przepis/
Urzekł mnie:)
Od siebie dodałam płatki migdałowe na wierzchu.
Poniżej zdjęcia mojego wypieku:






piątek, 22 maja 2015

Poranne rozważania nad kawą

Witam z rana.
Kot Nam dziś pozwolił pospać mimo iż spał z Nami. Kochany Kocieł:)
Ranek zaczynam parzoną kawą. Mam ostatnio bzika na punkcie kawy z kawiarki. I dziś smakujemy Portugalię. Końcówka kawy nabytej podczas tygodnia portugalskiego w dyskoncie w nazwie z owadem;) Lubię takie tygodnie można wtedy spróbować "rzeczy" z różnych zakątków świata w dogodnej cenie.
I weekend nastał. I czas pisania życiorysów. Tylko nie wiem jak zacząć. Moja rodzina, w której się wychowałam nie jest modelową z obrazka. Chodź jak przypomnę siebie z lat nastoletnich to takie przekonanie miałam - tylko skąd się ono wzięło to już tego nie wiem.
U mojego męża relacje rodzinne są takie bardziej poukładane.
Za to nasza dwuosobowa rodzina chyba należy do całkiem normalnych. Według mnie. Tu w opisie nie powinnam mieć większych problemów. Zobaczymy jak zacznę pisać.
Kochamy się.
Wspieramy się.
W domu próbujemy się dzielić obowiązkami.
Chodź ostatnio to ja częściej nie mam na nie czasu. Jak wracam do domu o 20:00 z pracy to często padam.
Gotować próbuje wieczorami. Chodź niejednokrotnie to mąż szykuje pyszności, a ja przychodzę na gotowe.
I nie dziwę się, że czasami w gorsze dni wkurza się na mnie oto.
Próbuje to zmienić.
Staram się chodź nie zawsze mi to wychodzi.
Gdybyś mieli jeszcze dziecko pewnie byłoby Nam ciężko, ale kto jak nie my, da radę. No właśnie.
Ale mnie wzięło na przemyślenia...
Tylko jak to ująć by w Ośrodku po przeczytaniu naszych "wypocin" były pewne, że będziemy cudownymi rodzicami i warto dać Nam dziecko.
Pytanie czy owe "życiorysy" są dokładnie analizowane przez panie w Ośrodku czy to tylko sztuka dla sztuki jak w przypadku zaświadczeń od internisty i psychiatry?< myśli>  Może to tylko wymóg wymyślony odgórnie i dokument musi być dołączony do "kartoteki", ale znaczenie ma żadne w procesie adopcji.
Tylko tego nie wiem. I lepiej nie ryzykować, pisząc je " na kolanie".
Zarówno Internista jak i Psychiatra dość niepochlebnie wypowiadali się nad zaświadczeniami wymaganymi od nich do procesu adopcji. taka sztuka dla sztuki - dokładnie tak to ujęli. Jedna i druga wizyta trwała nie dłużej niż 10 minut. Sam czas mówi. że trudno podczas takiej krótkiej wizyty stwierdzić cokolwiek.
Chcą to będą je mieli. To nie oznacza, ze zgadzam się z takimi wymogami. Ale najbardziej na świecie chcemy zostać rodzicami.



czwartek, 21 maja 2015

co słychać

Co nowego u Nas..
Ano zebrałam się w sobie i zadzwoniłam do Ośrodka. I tym sposobem idziemy na spotkanie 28/05/2015 na wypełnianie testów psychologicznych. Musimy tez przynieść wszystkie dokumenty od lekarzy i życiorysy. I te drugie będą powstawać w najbliższy weekend. Jakoś nie możemy się jakoś zabrać do ich napisani,a więc stwierdziliśmy, że mając wyznaczony termin nie będziemy mieli wyjścia i  do tego zasiądziemy.
Ciesze się.
Pani z Ośrodka była miła i wyznaczony termin nie jest zbyt odległy  i w miarę w popołudniowych godzinach. I tak muszę szybciej z pracy wyjść, ale z tym obecnie nie ma problemu. Mam tyle nadgodzin, że nie było żadnego "ale".
Nie odliczam, jak to miało miejsce jeszcze w grudniu - odliczanie do kolejnego spotkania i czemu tak późno. Nie myślałam, że może się to zmienić.
Teraz jesień wydaje mi się tak bliska, jak nigdy. Praktycznie zostały 3 letnie miesiące i wrzesień.
...
A ze spraw"przyziemnych" to w naszej kuchni zagościły sezonowe warzywa. Młoda kapusta. Szukając przepisu na jej przyrządzenie odkryłam rewelacyjny przepis na kwestii smaku, polecam. Oto link do niego: http://www.kwestiasmaku.com/zielony_srodek/kapusta/smazona_mloda_kapusta/przepis.html
Ja robiłam samą bez tofu i kurczaka.
Jeśli lubicie nuty chińskiej kuchni ( sos sojowy, olej sezamowy ) to przepis dla Was. Mnie zauroczył. Mężowi smakowała, chodź następnym razem zażyczył sobie klasyczną ze śmietaną.
Jutro ponownie zamierzam wsiąść się za rabarbar i coś upiec.
Co do przepisu to ostatnio korzystałam z tego: http://www.kwestiasmaku.com/zielony_srodek/rabarbar/ciasto_kruche_z_rabarbarem_beza/przepis.html


niedziela, 17 maja 2015

Szczęśliwie zmęczona:)

Jeszcze spocona i nie mogąca złapać oddechu, pisze do Was, by pochwalić się moimi 4 km 200 metrami przebytymi na własnych nogach w tempie 6,11/km. Nie jest to zatrważające tempo. ale do dyscypliny bieganie już się zalicza. A więc biegałam. Zmęczyłam się. Złapałam kolkę w trakcie i to nie jedną. Mimo wszystkiego co czułam po drodze i ile razy chciałam stanąć, udało się dobiec do "mety". Nie poddałam się chodź ciężko było. Pod koniec utożsamiłam swój bieg z moją pracą. Jeżeli teraz się poddam to nic nie uda mi się osiągnąć. Biegu nie przerwałam. W pracy tez się nie poddam mimo chwilowych niepowodzeń. Taka motywacja przed jutrzejszą rozmowa z przełożonym.
Czuje się zmęczona ale tak pozytywnie. Złe emocje uleciały jak bańka mydlana. Muszę to robić częściej. Polecam. Zmęczenie sportem czyści umysł z negatywnym myśli. Przynajmniej u mnie.
...
Rabarbar. Kocham. A, że sezon w pełni upiekłam ciasto. To już drugi taki wypiek w tym roku. Tarta rustykalna - tak się nazywał przepis, ale nie porwała moich kubków smakowych do granic nieba. Więc zmieniłam przepis, na kruche z bezą. Dobre, ale szukam dalej. Wszystkie sugestie w postaci przepisów na ciasto "idealne" z rabarbarem mile widziane :)
Dodam, że miał być to popisowy wypiek w związku z wizytą Teściów;)Zjedli więc chyba smakowało.
...
Jesteśmy po kilku dniach intensywnych rozmów o dzieciach, staraniach, adopcji, ciążach itp. Na samą myśl głowa mi puchnie. Mam dość. I odpuszczam. Niech te myśli ulecą jak motyl wiosenną porą. Przyszły i odleciały. Tyle.
Adopcja i tego trzymamy się.
A co będzie życie Nam pokażę.
...
Milej niedzieli. My dziś odpoczywamy. Intensywnie spędziliśmy sobotę zwiedzają zakamarki zoo. I kilka fotek z tej wyprawy. Autorstwa mojego Męża.

Zapasy niedźwiedzi.

Buzi, buzi.