niedziela, 14 czerwca 2015

Kilka słów ode mnie

Czy to trochę nie jest tak, że to jak się czujemy zależy tylko od Nas?
Nie od pogody.
Nie od dnia cyklu ( u kobiety )
Bo w pracy do dupy.
Bo Ktoś powiedział coś co mi się nie podoba i teraz będę zła/ wkurzona.
Czy nie jest trochę tak, że każdą taką sytuacje sami wykorzystujemy by sobie pomarudzić jak mi źle.
Ale jak to - pewnie nie jedna z nas teraz pomyślała? Ja miałabym sama chcieć by było mi źle bym była wkurzona, no co Ty.
A gdyby jednak tak było.
Czy nie jest trochę tak, że będąc w złym humorze, oczekujemy by ktoś nas przytulił, by ktoś przyłączył się do naszego "marudzenia". Pogłaskał po głowie i powiedział rozumiem Cię masz racje.
Tylko czy to jest wyjście z sytuacji?
Czemu tak łatwo ranią nas słowa gdy Ktoś coś nam powie, co nam się nie podoba?
Niby szanujemy zdanie inny, ale jak przychodzi co do czego to ludzi mających inne zdanie niekoniecznie dla nas miłe nazywamy hejterami. Czy nie żyjemy w wolnym świecie gdzie każdy powinien mieć prawo wyrażać swoje opinie. Niby tak jest, ale konsekwencje tego są czasami zbyt duże więc "słodzimy".
Czy nie wolelibyśmy czasami znać prawdę przez duże P niż prawdę która nią nie jest?
Dlaczego pozwalamy by inni ludzie psuli nam humor. Ktoś coś powie a my mamy zły humor. Przecież on nam nic nie zrobił. Nawet nas nie dotknął. To tylko słowa. Czemu coś tak ulotnego nas tak bardzo dotyka. Czasami od obcych.
Czemu ciągle tłumaczymy swoje samopoczucie od danej sytuacji.
Bo praca.
Bo ciąża.
Bo czekanie na adopcję.
Bo...milion powodów by ponarzekać.
No właśnie. Nie łatwiej byłoby myśleć pozytywnie. Włączyć luz. I nie przejmować się ludźmi aż tak bardzo.
Jeżeli Ktoś uważa, że nie jestem dobrym człowiek, ok i co z tego? To tylko jedno zdanie.
czy nie jest trochę tak, że ruszają nas słowa innych bo wewnętrznie czujemy że tacy jesteśmy chodź nie przyznajemy się do tego.
"Uderz w stół a nożyce się odezwą" - coś w tym jest.
Ja też taka bywam.
Bo tak łatwiej wiem.
Tylko czy lepiej.
Moim zdaniem nie.
Więc warto z tym walczyć, mimo przeciwności.



5 komentarzy:

  1. Przeczytałam Twój post kilka razy.. Myślę, że zrozumiałam Twój przekaz. Myślę, że masz dużo racji.
    Można oczywiście racjonalnie sobie wytłumaczyć, że nie powinnyśmy przejmować się tak bardzo zdaniem innych. Tak. Ale nie wtedy, gdy jesteśmy w dołku. Obniżony nastrój powoduje to, że widzimy wszystko w czarnych kolorach. Dlatego tak łatwo nas wtedy zranić, wyprowadzić z równowagi.
    Jeśli jesteśmy w dobrym humorze - mamy większe poczucie własnej wartości. Na komentarz, owszem zareagujemy - wkurzymy się, ale nie spowoduje to tego, że rozsypiemy się na kawałki.
    U mnie jednak samopoczucie bardzo zależy od cyklu. W pierwszej połowie - jestem silna. Większość nie przychylnych słów nie jest w stanie doprowadzić mnie do przygnębienia. W drugiej - jest tragedia - ryczę z byle powodu, bardzo potrzebuję właśnie tego "pogłaskania" i " przytulenia. Odkąd to sobie uświadomiłam i pozwoliłam na zły nastrój - jest mi łatwiej go przetrwać. Jak mawia mój mąż "Byle do okresu i wróci moja "normalna" żona! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Czy nie wolelibyśmy czasami znać prawdę przez duże P niż prawdę która nią nie jest?"
    My często tą prawdę przez duże P znamy, ale boimy się do niej przyznać.

    Przyznaję. Napisałaś to, co i mi dudniło w głowie. Ale pisanie tego komuś, kto tego w danej chwili nie oczekuje, ja uważam za brak wyczucia i pogorszanie sprawy. Chociażby to przemilczenie prawdy oznaczało "słodzenie". W chwilach słabości potrzebujemy jednak bardziej tego pogłaskania i zrozumienia.

    Pisałam u siebie na blogu o takiej sytuacji, gdy powiedziałam znajomej o adopcji. Oczekiwałam, że się ucieszy. Ona powiedziała, że jej przykro i że może jeszcze doczekam się biologicznego dziecka.
    Nie. To mi było przykro! Że nie zostałam zrozumiana. Bardzo to przeżyłam. Teraz w perspektywy czasu, wiem, że te słowa nie oznaczały nic złego. Ta osoba życzy mi bardzo dobrze. Nie wiedziała, jak się zachować. Nieudolnie próbowała pocieszyć.
    Na kolejne takie słowa nie reagowałam już tak emocjonalnie. Miałam lepszy nastrój.

    Czy zawsze powinniśmy mówić nawet brutalną prawdę?
    Myślę, że nie. Warto wsłuchać się w to, czego oczekuje ta druga osoba.

    OdpowiedzUsuń
  3. W większości sytuacji również jestem za waleniem prawdy prosto z mostu i między oczy - ale czasami jednak decyduję się pewne rzeczy przemilczeć i ugryźć się w język. I nie chodzi mi wtedy o "słodzenie" czy nierobienie sobie wrogów - bardziej o to, by nie kopać leżącego (czyli osoby, która znajduje się w kiepskim stanie psychicznym i oczekuje wsparcia, a nie kolejnego, zadanego przeze mnie ciosu). Sama też wolałabym nie być w takiej sytuacji dodatkowo "kopana", nawet tylko złym słowem krytyki.

    No oczywiście jest też coś takiego jak krytyka konstruktywna, i ona wydaje mi się często najlepszym rozwiązaniem (choć osoba w bardzo głębokim dołku już może nie odebrać jej w równie pozytywny, motywujący sposób ).

    OdpowiedzUsuń
  4. W moim odczuciu rzeczywiście bardzo dużo zależy od nas samych, od naszego podejścia, od naszych charakterów. Co do mówienia prawdy prosto w oczy - tu moim zdaniem należy być ostrożnym, należy wczuć się w sytuację drugiej osoby.
    Pamiętam, jak po stracie dziecka zabolały mnie opinie mojej rodziny na mój temat. Pamiętam, jak zabolała opinia mojej szefowej na temat adopcji. Kiedy powiedziałam jej dwa lata temu, że rozważam adopcję, usłyszałam, że muszę sobie zdać sprawę z tego, że nigdy nie pokocham dziecka adoptowanego jak swojego dziecka. I że przecież jest jeszcze tyle sposobów, by mieć dziecko - dawstwo nasienia, surogatki itp. Rozumiem, że każdy może mieć swoje zdanie i ma prawo do wypowiadania go. Ale czy nie jest to szczytem nietaktu, co usłyszałam? W odczuciu załamanej kobiety, która właśnie straciła dziecko, jest to okrutne. Ale w odczuciu innej kobiety może być czymś normalnym. A jak ja odebrałam tę prawdę prosto w oczy? Byłam wbita w ziemię, nie mogłam pojąć, jak można wypowiedzieć takie słowa. Do dzisiaj nie mogę pojąć.
    Moja druga szefowa na wieść o moich planach adopcyjnych, powiedziała, że się cieszy. Chociaż wiem, że ona wybrała kiedyś inną drogę - in vitro. Szczerze mówiąc, właśnie takiej reakcji oczekiwałam od mojej rozmówczyni. Oczekiwałam pewnego rodzaju pocieszenia.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Każdy z nas ma prawo do własnej opinii. Ale dla mnie na pierwszym miejscu jest człowiek i szacunek do niego. Nie chodzi o to, żeby nie mówić prawdy czy słodzić, ale powiedzieć w ten sposób, żeby nie skrzywdzić drugiej osoby.
    Chociaż nie jest to łatwe. Bo jest nasza prawda i prawda tej drugiej strony. Do tego są jeszcze osoby, które prawdy przyjąć nie potrafią. Mi zdarza się strzeliś focha, szczególnie jak usłyszę coś niekoniecznie miłego, ale jak przmyślę, przepraszam i wszystko gra. Niestety nie wszyscy tak mają. Ostatnio po 10 latach (trochę mi zajęło :) powiedziałam pewnej bliskiej osobie, co mi w duszy gra, na jej własnej życzenie. Zrobiłam to spokojnie, ale osoba wyszła obrażona i przekonana o tym, jak bardzo ją skrzywdziłam. Nie ważne, że przy okazji usłyszałam duuuużo przykrych słów. Nasze prawdy się rozminęły. I najprawdopodobniej do porozumienia już nie dojdziemy.

    OdpowiedzUsuń