czwartek, 19 maja 2016

Sąsiedzi.

Gdy jest się w ciąży chce się całemu światu wykrzyczeń swoja radość, podzielić się nowiną -  tak to sobie wyobrażam. Najbliżsi dowiadują się plus, minus po 3 miesiącu. Reszta zauważa sama jak tylko brzuch sam postanawia nieść wesołą nowinę wszystkim wokół bez wyjątku.
Adopcja daje kilka wariantów. Można nieść nowinę jak tylko próg ośrodka się przekroczy i swoją gotowość bycia rodzicem adopcyjnym przypieczętuje złożenie  podania o dziecko. To niesie ze sobą pewne konsekwencje w postaci ciągłych pytań w stylu: to już?, a kiedy? Ale oszczędza nam pytań o ciążę. Tak przynajmniej to sobie wyobrażam, bo z tej opcji nie skorzystaliśmy.
Można obrać model inżynierski - my z mężem tak go nazwaliśmy - gdy wszystkie zmienne to 100% pewności adopcji dziecka, a taka zależność występuje po wpisaniu na listę oczekujących na telefon. Wcześniej czy później macierzyństwo zapuka do drzwi. Minus modelu- pytania o dziecko, ciąże, macierzyństwo.  
W grudniu gdy wszystkie zmienne zamieniły się w 100% rozpoczęliśmy niesienie nowiny od rodziny, a następnie systematycznie oznajmialiśmy ją znajomym.
I super, zadzwonił telefon. Teraz tym wszystkim co o adopcji wiedzą wysłaliśmy nowinę: baby in home! I super.
Tylko co z tymi wszystkimi wokół bez wyjątku? Może Ci bez wyjątku nie są zbyt ważni, w ogóle. Ale już Ci wokół to spora grupa ludzi z którymi wchodzimy w relacje, mniejsze, rzadziej, ale zawsze. Mi po głowie chodzi jedna grupa zwana sąsiadami. 
Kochani sąsiedzi - raczej nie. U nas wygląda to tak, że w głębsze interakcje wchodzimy tylko z jednymi sąsiadami - wchodzący w grono znajomych. Ale nie o nich tu chce pisać. A o tych pozostałych. Co widzieli nas cały czas we dwoje, a teraz jest już nas troje. Wózek się pojawił. Płacz za ściany. A brzucha nie było. Dziecko malutkie a figura jakby w ciąży nie była. 
Sytuacje z życia wzięte:
Sklep. Supermarket. Już kończę zakupy, stoję w kolejce do kasy. wypakowuje zakupy i słyszę: nie poznałam Cię. Za pleców wyłania się na horyzoncie sąsiadka z dołu. "Chyba od sierpnia Cie musiałam nie widzieć"Z mojej strony Uśmiech. Następnie milion pytań do: Jak ma na imię itd. I następuje:"Jak karmisz: piersią czy modyfikowanym?" Przypomnę stoimy w kolejce do kasy. Z sąsiadką jestem, a raczej byłam tylko na cześć. A że nie zamierzam nikomu kłamać że rodziłam mimo że nie rodziłam. Mówię spokojnie ze modyfikowanym bo nie rodziłam. Był to zabieg by ukrócić pytania o ciążę, poród itp. O dziwo sąsiadka się nie zmieszała. okazało się ze sama ma znajomych którzy adoptowali. w końcu nastała moja kolej zapłaty za zakupy. Zapłaciłam pożegnałam się z sąsiadka i poszłam na spacer z Młodym. Z nią była druga sąsiadka więc na jednym ognisku dwie pieczeniem upiekłam - mówiąc kolokwialnie. Całkiem przypadkiem je upiekłam bo szczerze zapomniałam a raczej nie zdawałam sobie sprawy ze nasza mało zintegrowana komórka lokatorska jaką jest nasza klatka poruszy się faktem powiększenia  naszej rodziny. 
Kolejna historia nie jest już tak poruszająca po prostu obczaili nas z wózkiem mijając na klatce, miny mieli dość dziwne. A że znają się i kolegują  z sąsiadką nr 1 to pocztą pantoflową informacja przeciekła. I dobrze. Skąd wiem bo przy następnym spotkaniu klatkowym już dziwnie nie patrzyli na nas tylko zgadali, pogratulowali. To się wie. Taka intuicja kobieca hehe
Sąsiedzi nazwijmy ich nr 3 jak się okazało sami powiększyli się o małe baby. Nikt na klatce tego faktu nie odnotował przez prawie  całe 9 miesięcy. Ale z nas sąsiedzi hehe. Skąd wiem bo sąsiadce nr 1 zdarzyła mi to "sprzedać" podczas pamiętnej kolejki do kasy. I ona faktycznie brzuch miała nie jak ja. Wracając: spotkanie na klatce, sąsiad nr 3, zagaduje: Widzę ze wam tez się rodzina powiększyła. następnie lista standardowych pytań o płeć itd. My odwzajemniamy się tym samym. I pada pytania z wasz kiedy urodzony. Pada data z moich ust. A na twarzy sąsiada maluje się konsternacja. 
Sprostowanie na koniec: to nie tak ze teraz każdemu człowiekowi spotkanemu w sklepie mówimy ze adoptujemy. Nie. Ale gdy kontekst rozmowy skręca w tym kierunku a raczej pod znak ciąży, poród karmienie, wolimy powiedzieć na początku niż wdać się w ogień niezręcznych pytań. 
I tak ożyła nasza klatka. kiedyś ktoś powiedział ze dzieci zbliżają - coś w tym jest.
Pozdrawiam:)
PS: jesteśmy dziś po szczepieniu. Kto się bardziej bał? Pewnie ja. Młody krzyczał,aż serce mnie bolało. I ciesze się ze zdecydowaliśmy się na  wersje 5w1. Połowę mniej kłuć niż przy wersji standardowej. A to ja będę chodzić z nim na szczepienia. Teraz słodko śpi :)

Miłego popołudnia :)


wtorek, 17 maja 2016

Pokój

Dziś będzie o pokoju który szykowaliśmy nie mając pojęcia o płci ani wieku dziecka. Sprawiało nam to sporo radości, mimo ograniczeń jakie mieliśmy. Róż? A jak będzie chłopiec? Pompony dla chłopca? Girlanda z imieniem- ale jakim? i można by mnożyć takie znaki zapytania, dlatego "remont" zaczęliśmy dość późno - dopiero w styczniu - biorąc "na tapetę" < nie tapetowaliśmy ścian - sprostowanie > elementy pasujące dla obydwu płaci, tak samo postępując z kolorami.

Dygresja: cieszę się że z urządzaniem pokoiku nie czekaliśmy do telefonu. Nie mieliśmy nigdy takiego zamiaru natomiast spotkałam się w internecie na blogach czy forach z takim podejście do tematu. Nie oceniam. wiem natomiast że w naszym przypadku Młody zawitał by w nasze progi bez zrobionego pokoiku. Jak niżej przeczytacie niczemu to nie przeszkadza, gdy zamierzanie jak my wstawić przynajmniej na początku łóżeczko do waszej sypialni. My tak zrobiliśmy. Trudno mi stwierdzić czy z wygody czy z troski. A może po trochę z obydwu powodów.

Wracając do zdarzeń po telefonie, nie miałabym głowy do malowania ścian, czasu tym bardziej. U nas akcja potoczyła się, dla mnie dość szybko. W tydzień mieliśmy dziecko w domu. Mogło być szybciej ale o biurokracji naszych urzędów nie chce mi się pisać. Było minęło.
Telefon zadzwonił w piątek popołudniu do męża. Ja i tak bym nie mogła pewnie odebrać.
...Dzwoni telefon, na wyświetlaczu: mąż. Jestem w pracy. moje myśli: To musi być coś ważnego, mąż nie dzwoni do mnie do pracy bo wie ze ja nie mam nigdy czasu rozmawiać. Odbieram mówiąc nie mogę rozmawiać, poczekaj wyjdę na dwór. Rozłączam się. wychodzę, wybieram nr męża, dzwonię, co tam? Dzwonili z ośrodka jest 4 dniowy chłopiec. A ja się trzęsę chodź świeci słonko.
Z mężem widzę się dopiero ok 1 w nocy. Wchodzę do domu, mąż w pokoiku Młodego kończy skręcać łóżeczko i krzesełko. Z krzesełkiem go poniosło ale świeżo upieczonemu tacie można to wybaczyć. Siedzimy na podłodze. Jest bosko. Nocy nie przesypiam. W sobotę już oglądamy rzeczy w sklepach jeszcze nie kupując, to dopiero po wizycie w Ośrodku. Wieczorem w Ośrodku wiemy już wszystko. Wieczór spędzamy jak ludzie  z infolinii dzwoniący z super produktem. Jedyna różnica że my nieśliśmy nowinę. Świętujemy dwoma pudełkami lodów. Kolejna noc, a ja nie mogę spać, czyżbym szykowała swój organizm do czasów z Młodym. Niedziela pod znakiem - zakupy! Z listą na kartce A4. I tak sporo rzeczy udało nam się zamówić przez internet. W poniedziałek i we wtorek jeszcze pracowaliśmy więc czasu na wyprawkę nie było w ogóle. A wieczory spędzaliśmy przy desce do prasowania. W środę spotkanie z Młodym. I to nerwowe czekanie czy da się go w piątek odebrać. A między czasie zakupy, pranie, prasowanie, robienie zapasów jedzenia - nigdy nie wiadomo czy dziecko będzie należeć do tych co śpią czy wręcz odwrotnie. Na razie zalicza się do 1-szej grupy - odpukać - oby mu się to nie zmieniło.
My i tak mieliśmy już wózek, łóżeczko, ciuszki na początek. Sprawą ubioru młodego przynajmniej początkowo zajęła się moja mama. gdy tylko dowiedziała się że została babcią skompletowała i przysłała karton słodkich chłopięcych ciuszków.

Odkąd pojawił się Młody pokój służy jako "garaż" dla wózka i wanienki ze stelażem którego nie opłaca się wkładać do szafy. I do przechowywania ciuszków. Aaa i miejsce gdzie można spokojnie postawić deskę do prasowania. A prasowanie po robieniu mleka to druga najczęściej wykonywana czynność <śmiech> Pranie robi pralka więc tego nie liczę.

Do skończenia pokoju brakuje nam kilku elementów ale to niczemu nie przeszkadza. Jeszcze trochę tygodni minie zanim zamieszka u siebie znaczy w swoim pokoju. Nawet jak to nastąpi, korzystać będzie na razie tylko z łóżeczka, wiec mamy czas by dokończyć pokój zanim młody do niego dorośnie ( w domyśle raczkowanie i chodzenie) Teraz może tylko oglądać go z pozycji moich czy taty rąk.


PS: Drzewo miało mieć listki z filcu. W miejscu poduszek będzie stało łóżeczko, a na miejscu krzesełka łóżko  - w planach do zakupienia. Poduszki maja być jako oparciem owego łóżka.

poniedziałek, 16 maja 2016

6 tygodni

Dziś nasz Skarb kończy 6 tygodni. Każdy dzień jest z nim nowym doświadczeniem. Kilka dni temu weszliśmy w nowy etap spacerowania. do tej pory całe spacery przesypiał. obecnie robi sobie sobie 15 czy 30 min przerwy od spania  i rozgląda się, patrzy na mamę czy tatę.  Zwraca uwagę na zabawkę przypiętą do budy wózka.
I chyba zostanie piłkarzem - mąż się śmieje, tak mocno i intensywnie macha nóżkami. Przy przebieraniu dostaje kopsańce w brzuch.
I ręce mamy są magicznym miejscem gdzie wszystkie nerwy i płacze przechodzą.
Każdego dnia uczymy się siebie nawzajem.
Noce nadal są dla mnie dość męczące chodź Młody nie budzi się co godzinę, a tak co 3-4. Mimo to brakujemy mi snu takiego 8 godzin. Czasami uda mi się pospać w ciągu dnia z Młodym albo zrobię sobie popołudniowa drzemkę gdy mąż już w domu i ma kto się zając Skarbem.
...
Dziś Ośrodek złoży w sądzie wniosek MB o zrzeczenie się praw rodzicielskich. Trzymajcie kciuki za wyznaczenie szybkiego terminu tej rozprawy.
...
Młody zasnął, może uda mi się napić ciepłej kawy :0
Miłego dnia :)


czwartek, 12 maja 2016

Pierwsze razy

Pierwszy dzień młodego w swoim domu.
Podroż ze szpitala całą przespał. Już wtedy zauważyliśmy ze hałas mu nie przeszkadza by uciąć sobie drzemkę. Nadal tak ma, oby mu się to nie odmieniło.
Jak w końcu przekroczyliśmy próg naszego mieszkania dość donośnie dał znać ze przespał swój czas na mleczko, wiec rodzice w pospiechu zaczęli szukać butelki z mleczkiem która dostali w szpitalu.  Zanim udało nam się ogarnąć mleko płakał w wniebogłosy. Łzy jak grochy spływały mu po policzkach Jak tylko poczuł smoczek płacz ustał momentalnie. nakarmiony był juz spokojny. No i dostał czkawki. I my jak świeżo upieczeni rodzice wpadliśmy w popłoch jak owa czkawka nie ustała po 5 min. Najpierw internet w pospiechu przejrzeliśmy co zrobić by zlikwidować to czkanie A następnie już całkiem przerażeni złapaliśmy za telefon by poradzić się doświadczonych mam. Doświadczone mamy trochę nas wyśmiały mówiąc ze jak czkawka nie trwa kilka godz to nic się nie dzieje. I czkawka u dzieci bywa normalna. ale nasze miny gdy czkawka trwała 5 min i nie przechodziła -  bezcenne.
Dostał wody do pici i czkawka znikła. A z nas zeszło powietrze - uff

czwartek, 5 maja 2016

Rozważania matki na "detoksie" od pracy zawodowej

Za czasów starań o biologiczne dziecko ciąża dziecko miało być wybawieniem od pracy której nie lubiłam.  Był to dobry moment na ciążę - umowa na stałe,  a że atmosfera i sama praca stawała się coraz gorsza nie byłoby czego żałować że znikam na 2 lata.  Swiat uważał inaczej.
Nasza droga ewoluowała.  Teraz praca która mam/miałam lubiłam.  Spędzalam w niej całe dnie a mimo to lubiłam tam chodzić.  Mimo zmęczenia i tempa jakim żyłam 8 h.  
Matką stałam się nagle.  Warunki mniej sprzyjające.  I to jestem na macierzynskim urlopem zwanym.  Omijając kwestie opieki dziecka,  bo nie o tym chcę dziś pisać,  życie zwolnilo.  Faktycznie przyspieszyło nadając zwolniony ton.  
Sytuacja z dziś.  Godzina 14. Normalnie nie miałabym czasu zerknąć na zegarek.  Pewnie nawet nie zauważyłam że wiosna zawitała dzisiejszego dnia do nas.  Pewnie biegała bym teraz w swoich szpilkach załatwiają sprawy na wczoraj.  I tak do 17 której mogłabym nawet nie zauważyć.  Zmęczona dotarła bym do domu.  Mówię że bym zasnęłam przed telewizorem.  Z tego zmęczenia w środku nocy nie mogłabym spać.  Ale rano z chęcią bym wstawałam by znów w paść rytm pośpiechu i gwaru swojej pracy.  
Dziś jest inaczej.  Noce nie służy do odpoczynku.  A mimo to bywam mniej zmęczona niż za czasow 8 h biegu szczurów. 
Sytuacja   ta uświadomiła mi jak mocno związana byłam z tym co robię zawodowo.  Godz 14. A ja spaceruje z młodym po parku gdzie wokół najprawdziwsza łąka.  Czas powoli leci i jedyne co mnie ogranicza to pora karmienia młodego. 
Wiem że teraz mam do wykonania wyższej rangi misję pt.  Wychowanie młodego.  Wiem ale trudno tak raz dwa zmienić diametralnie swoje myślenie. 
Łapie się ze zastanawiam się co w pracy i jak sobie radzą beze mnie.  Dobrze wiem że nikt nie jest niezastąpiony również ja i ta myśl trochę mnie boli.  
Jakkolwiek lubiłam swoją pracę i tak prawdopodobnie do niej wrócę bo umowa kończy mi się zanim minie rok macierzyńskiego.  A może los tak chciał? Wiem jak trudno zmienić pracę.  Nie mając wyjścia jesteśmy postawieni przed faktem dokonanym i musimy działać.  Zawsze bowiem chciałam pracować w normalnych godz do 15 czy 16. Może to jest ten znak i szansa od świata.  Czas pokaże... 

środa, 4 maja 2016

Co u nas

Dziś mija Młodemu miesiąc.  Jest z nami od 11 dnia swojego życia.  Nie wiem kiedy minęło nam razem tych 19 dni.  Dzień mija za dniem,  niby podobne ale każdy niesie coś nowego.
Dużo je ok130-150ml co 3,5 godz.
W nocy budzi się 2-3 na jedzenie.
Z każdym dniem coraz więcej rusza nogami  i rękoma.
Dużo mu śpiewamy i czytamy.
Jest kochany :)
Przed Nami decyzja odnośnie szczepień.
A z tyłu głowy mamy termin 16 maja.