Co nowego u Nas
Dzieje się. Pozytywnie? Negatywnie? Tak po środku.
Kurs przed Nami.
Czego możemy się spodziewać trudno określić. Na pewno fajnie będzie poznać pary w podobnej sytuacji jak my. Nikt lepiej nie zrozumie głodnego niż ten kto jest głodny.
Ostatnio odkurzyliśmy nasze więzy rodzinne. Za niecałe dwa tygodnie czeka nas kolejna wizyta. Nie mieszkając blisko, a raczej nie odwiedzając się zbyt często odzwyczaiłam się od pewnych zachowań w mojej rodzinie.
W pracy mojej i męża codziennie coś nowego. Chciałam zmiany, ale to już jest przesada. Tak to już jest z życzeniami trzeba je umiejętnie formułować.
I tak sobie żyjemy.
Ja, mój mąż i kot. W trójkę. Czekając na czwarty "element" naszej układanki.
Zmagam też się z mini kontuzja biegową. I zazdroszczę ludziom, którzy mimo wszystko potrafią działać regularnie wg założonego planu. Mocno zastanawiam się nad swoim 1-szym startem. 10 km 11 listopada. Bije się z myślami czy dam rade.
Przed kursem najbardziej zależało mi na znajomości z jakąś parą. Niestety nasza grupa zbytnio się nie zżyła. Spotkaliśmy się raz czy dwa. Została nam bliska relacja z jedną parą, o której przy pierwszym spotkaniu bym nie pomyślała. Bardzo się z tego cieszę. W końcu nie ilość jest ważna, a jakość. Ale wiem, że grupa, która miała kurs równocześnie bardzo się zżyła. Życzę Wam, abyście poznali pozytywnych ludzi.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że uporasz się z kontuzją i wystartujesz. Pamiętam, jak przeżywałam pierwszy bieg Męża. Ale pamiętaj, że zdrowie najważniejsze.
Buziaki
gdziejestbocian z nowego bloga
U nas na zżycie będą mniejsze szanse bo widzimy się tylko 6 razy bo to kurs weekendowy.
UsuńNo ja na maratonie męża miałam podobnie.
Kontuzja przejdzie trzeba po prostu biegać ;)
Ps: na nowym blogu byłam muszę go sobie zalinkowac by regularnie Was odwiedzać :)
U nas było tak samo jak u Tygrysimy. Nasza grupa tez się nie zżyła. Pamiętam jak przychodziliśmy na spotkania i tylko każdy mówił "dzień dobry", siadał przy stoliku i cisza;-0 Byliśmy chyba trochę wystraszeni i skrępowani. Pod koniec kursu było trochę lepiej, ale że u nas średni czas oczekiwania na dzieci to 2.5 do 3 lat, to jakoś wszystko rozeszło się po kościach - niby powymienialiśmy się mailami, ale nikt się nie odezwał. Oby u Was ludzie byli bardziej otwarci.
OdpowiedzUsuńSzybkiego powrotu do zdrowia życzę. Ja nie cierpię biegać, tym bardziej podziwiam;-0
Powodzenia!
Ja najbardziej boję się że będzie mi trudno otworzyć się przed obcymi ludźmi.
UsuńDzięki, ja mam takie etapy z bieganiem. Obecny trwa od sierpnia zobaczymy jak długo;)
Pozdrawiam:)
Super, że ten kurs już coraz bliże. Nasz na rodziców zastępczych też na dniach :)Zastanawiam się czy nie zloże wtedy wniosku do OA o adopcję, mąż mój troszkę się bije ze sobą... więc muszę na niego poczekać. Wam gratuluję że macie ten etap już za sobą.Co do startu w biegu, musisz przemyśleć jak nie w tym roku to za rok :)
OdpowiedzUsuńCo do biegu to raczej jak nie ten to inny za miesiąc góra dwa ;) najlepiej aby to była wasza wspólna decyzja odnośnie adopcji. Lepiej poczekać i złożyć dokumenty jak będziecie oboje w 100% pewni swojej decyzji. Trzymam kciuki niezależnie od decyzji:)Pozdrawiam
UsuńMam nadzieję, że faktycznie nawiążecie bliższy kontakt z parami z Waszej grupy warsztatowej - u nas niestety jakoś "nie zaiskrzyło" i po zakończonym kursie wszyscy rozeszliśmy się dość szybko, poprzestając jedynie na zdawkowych SMSach od czasu do czasu.
OdpowiedzUsuńI widzę, że coraz więcej biegaczy się tu ujawnia - nie miałam pojęcia, że tato Tygryska też do nich należy :) A Tobie życzę właściwej decyzji - żebyś przypadkiem nie narobiła sobie przedwczesnym startem jeszcze większej szkody :*