poniedziałek, 19 października 2015

Niepłodność

Typ człowieka -przejmujący się.
Nie ułatwia mi to codziennego funkcjonowania.
Pracuje nad tym, bo panie  z Ośrodka tez to zauważyły, a nie chciałabym aby był to powód dyskwalifikacji z procesu adopcji. Nie jest to proste zadanie. Jednak kto nie próbuje ten nie osiągnie celu.
Na razie ogarnęło mnie mini przeziębienie.  Pewnie to "produkt" uboczny mojego przejmowania się, a co za tym idzie podpinanie się pod emocje innych ludzi.
A sporo tych emocji wokół Nas ostatnio się nagromadziło.
Kurs. I co będzie po nim. Kwalifikacja wymarzona ale czy osiągalna?
Rodzina coraz intensywnie nachodzi naszych rodziców pytaniami o nasze ewentualne dzieci. Na naszą prośbę nie mówią nic, ale intensywność dopytań zaczyna ich przerastać. I poczułam presje z ich strony, by powiedzieć rodzinie, że dzieci biologicznych mieć nie możemy. A my założyliśmy inny plan i ich naciski nawet lekkie, ale zawsze psują nasz misterny plan. Po kwalifikacji chcieliśmy mówić od razu o adopcji by uniknąć, przynajmniej ja sobie to tak wyobraziłam, pytań dot. przyczyn niepłodności itp. Tylko jak się nad tym głębiej zastanowiłam to my nie daliśmy od ślubu żadnej informacji czy chcemy mieć dzieci, czy w ogóle się staramy i czy ewentualnie mamy problem i się leczymy. Mówię tu o bliskiej rodzinie. Nas już nie pytają, ale męczą rodziców. Nie jest to już dla nas temat tabu ale czemu innych tak bardzo interesuje nasze intymne życie. Maz mi tłumaczy, że to z troski. Coś w tym jest. Musze to sobie poukładać w głowie.
Zbytnie zainteresowanie naszym życiem przytłacza mnie. Stąd też rzadkie bywanie w rodzinnych stronach. Tu gdzie mieszkamy nikt nas nie męczy. Mało kto wie co dręczy nas w środku. Tacy skryci z nas ludkowie.
Bo my byśmy chcieli tak zwyczajnie, chodź zawsze zabiegałam by o nadzwyczajność się otrzeć. Tak już bywa z tymi marzeniami, precyzyjność popłaca.
Stan na dziś.
Staż małżeński 5 lat.
Dzieci brak.
W drodze żadne.
Możliwości zajścia w ciążę - brak
Droga do posiadania dzieci - adopcja
Kurs - w trakcie.
Chęć mówienia o tym całemu światu - brak. A wyobrażając siebie w ciąży miałam przed oczami obrazem dumnej mamy oznajmiającej nowinę całemu światu. Jak punkt siedzenia zmienia punkt widzenia.
Reakcja najbliższych na wieść o adopcji - jeszcze przed nami. Na razie wiedzą tylko rodzice.
Reakcja najbliższych na informację o niemożności posiadania dzieci - brak. Powiedzieliśmy rodzicom i jednej znajomej. Reakcja znajomej, na pewno Wam się uda. Przepłakałam cały wieczór.

Próbuje skonfrontować się ze swoim lękiem mówienia o niepłodności. Na łamach neta idzie mi to bez problemowo. Trudniej wykrztusić z siebie słowa tak normalnie w realu. Czuje jakby to było pewnego rodzaju niepowodzenia. Tylko dlaczego tak to odbieram. Może to brak aprobaty mojej mamy. Oczywiście oficjalnie popiera nasza drogę adopcyjną, a taktu nie ma nawet odrobinę. Opowieści o wnukach czy dzieciach innych ludzi teraz już mniej mnie poruszają ale jeszcze jakiś czas temu słuchanie 15+-20 minut opowieści o dzieciach nie było miłe. Wie i powinna domyślić się że posiadanie dzieci jest to dla nas drażliwy temat, a ta gada. Teściowie w tej kwestii są bardziej taktowni. To miłe.
A jak zareagują inni? Obecnie mogłabym się nawet o tym nie dowiadywać. Nie ich interes. Będzie dziecko to się domyśla. Człowiek stadnym jest zwierzęciem i wśród ludzi przebywać lubi. Trzeba umieć kooperować. I to mówienie nie tylko o miłych sprawach to kooperacja. Przeraża mnie ta myśl bo póki adopcja nie stanie się namacalna, informacja o niej nie pójdzie w eter. A więc mówiąc o niepłodności naszej boje się pytań, dlaczego, a jak, co robiliście, a in vitro, a inseminacja, to co odpuściliście tak całkiem? a jak padnie pytanie o adopcję, to co wtedy?
Tylko czy jesteśmy w stanie przygotować się na każdą reakcję.Pewnie nie. Pewnie nie raz zaskoczą nas ludzie, mile lub mniej mile. A czy to źle. Pewnie nie. Może odrobina luzu pozwoliłaby mi odpuścić troszkę ten temat i pozwolić by wszystko płynęło z prądem, co ma być to będzie.
Chcecie wiedzieć co u nas. Ok.

Chce żyć a nie zamartwiać się co pomyślą inni. To nasze życie. Fakt o fakt i w danej chwili nie jest on do zmiany. A niektóre fakty zmienić się nie da takie życie.

11 komentarzy:

  1. Kochana, ja jestem zupełna odwrotnoscia u mnie wszyscy wiedzą, Nie martwię się tym bo to nie moja winą że nie mogę zajść w ciążę o twoją to też nie jest nie wybrałam tego. Myślę ze każdy jest inny jedyny bardziej skryty inny mniej i nie ma potrzeby opowiadania o tym jeżeli się owej potrzeby nie czuje - nie możesz się tym zadreczac. Wybraliście swoją drogę ; * na pewno wszystko będzie dobrze. Trzymam za was bardzo mocno kciuki. Rodzina się nie przejmuj, A rodziców nie rozumiem po Ci was tym dręczą - bo chcą zrzucić z siebie balast? Naprawdę życzę wam wszystkiego dobrego i trzymajcie się tej drogi która wybraliście skoro czujecie ze nie wszyscy muszą wiedzieć to tak właśnie powinno być całuski

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, naprawdę nie masz obowiązku spowiadać się komukolwiek ze swoich problemów, decyzji i wybranej przez siebie życiowej drogi. Rozumiem, że wciąż ponawiane natrętne pytania mogą być dla Was i dla Waszych rodziców męczące - więc tym bardziej może pora nauczyć się ucinać wszelkie tego typu dyskusje (nawet niekoniecznie w uprzejmy, poprawny politycznie sposób).

    Zauważyłam, że w naszym kraju tematem wyjątkowo drażliwym jest chociażby wysokość wynagrodzenia za wykonywaną pracę. Ludzie zwykle niechętnie przyznają się do swoich zarobków i strzegą tej informacji jak ważnej tajemnicy państwowej, która nigdy nie powinna wypłynąć na światło dzienne. A jednocześnie nie mają żadnych oporów, by wypytywać innych o najbardziej osobiste, intymne szczegóły z ich życia. Dziwne to...

    Na pewno nie powinniście zgadzać się, by ktoś ładował się z butami w Wasze - i tylko Wasze - sprawy, którymi na razie nie chcecie się z otoczeniem podzielić...

    OdpowiedzUsuń
  3. "W drodze żadne." No z tym to ja się nie zgodzę, Kochana :) Wasze dziecko jest w drodze - tylko jeszcze nie wiecie, gdzie się znajduje :)
    Rozumiem, że boisz się pytań rodziny o niepłodność. Ja też tak miałam. Wolałam, żeby skupili się na adopcji niż mnie wypytywali. I wiesz co? Nikt nie zapytał. Mówiłam z radością, że czekamy na adopcję (różne były reakcje) ale nikt nie zapytał o leczenie. Chyba każdy zrozumiał, że dla nas to zamknięty temat, skoro zdecydowaliśmy się na adopcję.
    I jeszcze jedno - nikomu nie musisz się tłumaczyć. Nikomu!
    Napiszę Ci tylko, że my o adopcji przed kursem powiedzieliśmy rodzicom, rodzeństwu i kilku znajomym. Było mi lżej, bo miałam z kim pogadać. Cała reszta dowiedziała się, po kwalifikacji.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie musisz się nikomu spowiadać. To jest tylko i wyłącznie Twoja sprawa z kim będziesz na ten temat rozmawiała.
    Dla mnie temat niepłodności nie był jakoś bardzo drażliwy i też nie przeżywałam tego tak bardzo, chyba dlatego, ze miałam za sobą gorsze przeżycia niż niemożliwość posiadania dzieci. Tak jak piszesz: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jak na początku nie mogłam zająć w ciążę to się przejmowałam,ale jak w międzyczasie siostra zachorowała na raka to brak dzieci stał się mniejszym problemem, bo stracić kogoś kogo się nigdy nie miało, a móc stracić ukochaną siostrę to jednak jest różnica.
    Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, siostra wyzdrowiała, mam cudowne córeczki i Tobie także życzę powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też z tych, dla których temat niepłodności nie był drażliwy. Ot, po prostu kiedy nie udało nam się z mężem stworzyć nowego życia, pomimo leczenia, pobytów w szpitalach itp., od razu wiedzieliśmy, że nasze dziecko "gdzieś tam na nas czeka";-). My o adopcji mówiliśmy wszystkim, którzy dopytywali. Niektórzy nie byli gotowi na taką odpowiedź, ale to już ich problem - po co pytali;-0
      Co do szkoleń, to u nas niejednokrotnie panie podkreślały, że musimy przejść żałobę, pogodzić się z tym, że nie możemy mieć biologicznych dzieci, bo tylko wtedy będziemy gotowi na nasze dzieci z serca.
      Mnie bardzo pomogła świadomość, że ja chcę mieć dziecko, a nie być koniecznie w ciąży. Taka prosta jestem kobieta;-)
      Trzymam kciuki!!! Droga przed Wami jeszcze daleka, jeszcze nie raz zwątpicie, polecą łzy, powściekasz się na ludzi, na los, ale warto naprawdę to przejść;-))My po 11 latach po ślubie doczekaliśmy się w końcu na TEN telefon, na naszą córeczkę;-)))))
      Wszystkiego dobrego!!!!!

      Usuń
    2. My nie mówimy jeszcze o adopcji bo póki nie mamy kwalifikacji nic nie jest pewne odnośnie adopcji. Nie chce mówić o czymś co nie jest jeszcze faktem.
      To może nie wygląda na to ale ja sobie poradziłam z niepłodnością. Poradzenie sobie z niepłodnością nie równa się swobodne mówienie o tym każdemu na ulicy. To moje prywatne sprawy.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Po co w ogóle mówić znajomym, dla mnie to bez sensu. Nie widzę powodu żeby to powinni znajomi wiedzieć , mało kto to ogarnia czy rozumie a pytania zazwyczaj będą durne i tylko w czarną rozpacz wprowadzą nie dodadzą otuchy. Pozdrawiam Ewa

    OdpowiedzUsuń
  6. To wszystko jest niełatwe - z jednej strony więzi rodzinne i chęć odciążenia rodziców od konieczności "tłumaczenia się" za Was. A z drugiej strony ... brak chęci / gotowości / potrzeby rozmawiania o tym. Ale kurcze zobacz jak to jest - inni ludzie napierają, chcą wiedzieć , a my czujemy się z tym niekomfortowo, głowimy się, jak zrobić aby było dobrze itp., a oni czują się ok. Czy tak powinno być? Dlaczego na to pozwalamy? Czasami trzeba postawić jasno granicę, włączyć asertywność... Podzielcie się z tymi, z którymi chcecie, w czasie, w którym chcecie. Reszta dowie się jak przyjdzie czas...

    Tyle teorii i przemyśleń. A co do praktyki ...
    Rozumiem Twoje zmartwienia. My powiedzieliśmy tylko rodzicom, rodzeństwu i przyjaciołom. Pozostała część rodziny nie wie. Zdarzają się czasami jakieś pytania w najmniej odpowiednim momencie (Wigilia, 40 osób; pociąg pełen ludzi)... I wiesz, nie mogę pozbyć się wrażenia, że to jednak jest dla zaspokojenia własnej ciekawości, ja w tym troski nie widzę... Dlatego nie mam już skrupułów. Ucinam. Czasem walnę jakąś złośliwa ripostę. Czasem obracam w żart. Niech sobie myślą, że to kariera, że fanaberie. A później płaczę. I tak to w praktyce z tą asertywnością jest :) Ale trzymam kciuki, aby u Was było lepiej.

    W każdym razie głęboko wierzę, że nic nie musimy, że to nasza decyzja powinna być, a nie presja wywołana pytaniami.

    OdpowiedzUsuń
  7. To tylko i wyłącznie Wasza sprawa, czy i komu powiecie o Waszych planach.
    My o adopcji (jeszcze przed kwalifikacją) powiedzieliśmy moim rodzicom, przyjaciołom i bliższym lub dalszym znajomym, do których mieliśmy zaufanie albo jeśli w rozmowie coś wyszło. Niestety jedna osoba dość mocno zawiodła nasze zaufanie i informowała o naszych planach zupełnie obce nam osoby. Rodzina dowiedziała się dopiero, jak Tygrys się pojawił. Nie mamy aż tak bliskich relacji z ciociami, wujkami, kuzynami, że nie czuliśmy potrzeby mówienia im wcześniej. Rodzina za dużo pytań nie zadawała. Czasami ktoś męczył rodzicoów, ale oni odsyłali zainteresowanych bezpośrednio do nas. Kurczę wystarczy pomyśleć, że jak po 5,6,7,8,9, 10 latach małżeństwa nie ma dzieci, to może coś się dzieje. Później (po adopcji) dowiedziałam się, że rodzina zastanawiała się, co się dzieje, ale nie mieli odwagi nas pytać. A jak się tak zdarzyło (od osób, których nie chciałam wtajemniczać) odpowiadałam, że nigdzie nie jest napisane, że każdy musi mieć dzieci. I tyle.
    Uściski

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja o naszych planach adopcyjnych opowiedziałam najbliższym koleżankom w pracy, rodzicom. Teściowa i niektóre osoby z rodziny męża też wiedzą. Koleżanki nam kibicuja, a z naszej kwalifikacji do warsztatów cieszyły się razem ze mną w pracy. Adopcja to dla mnie otwarty temat, wiedzą o niej też moje przełożone. Jeśli chodzi o rodzinę, to tutaj uprzedziłam wscibskie pytania. Rodzina wie, że straciliśmy dwoje dzieci, tak więc nie pyta dalej. Może i źle zrobiliśmy będąc tak otwartymi, ale z drugiej strony większe jest prawdopodobieństwo, że nikt nie zada nam wscibskiego pytania typu: "A Wy kiedy?". Zresztą nauczyłam się z czasem takie pytania ukrocac;-)
    Ja też jestem typem martwiącym się, ale nie sądzę, żeby był to powód braku kwalifikacji. Mama musi być martwiąca się, to chyba jedna z najczęstszych cech mamy:-)
    Pozdrawiam.
    P.S. Ja wciąż czekam na kurs.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie masz obowiązku informowania innych o nieplodnosci. Co im do tego?! Każdy ma swoje życie i na pewno informowanie innych w niczym Ci nie pomoże. Ja jednych poinformowalam, innych nie.. nie każdy zasluguje na takie intymne wyznania.
    Oczywiscie ze kwalifikacje otrzymacie! Najważniejsze ze juz kurs trwa :)

    OdpowiedzUsuń