Wczoraj Młody skończył 4 miesiące.
4 miesiące docierania się.
4 miesiące stawania się Mamą.
4 miesiące kiedy noc nie zawsze oznaczała odpoczynek. Nie kiedy był to czas czuwania, niespokojnego czuwania, nasłuchiwania i sprawdzania czy Bąbel oddycha.
Dni niby podobne, a jednak tak różne, niosące przeróżne emocje. Każdy dzień to kolejna okazja na tworzenie więzi dziecko-mama, dziecko-tata, mama-tata odkąd pojawiło się dziecko. Zmieniło się wiele. Czy wszystko? Trudno stwierdzić.
Życie zwolniło chodź jest w co ręce włożyć - potocznie mówiąc. Mam na myśli monotonność planu dnia. Dążymy do powtarzalności, stworzeniu schematu dnia dziecka. Stałe pory drzemki, spacer w tych samych godzinach itd. Szczerze jest to jeszcze przed nami. Młody śpi jak mu wyjdzie. Dziś np w ciągu dnia spał pół godz. Zmęczony, marudny, ale zasnąć nie chciał. Najczęściej ma dwie, trzy drzemki w ciągu dnia. Ma tez dni kiedy śpi, budzi się na jedzenie, pobawi się 30 min i znów idzie spać i tak cały dzień. Godziny spacerów uzależniam od pogody. W upały wychodzę tak by do 12 wrócić do domu, a jak nie zdążę to dopiero po 16 czy 17 wchodzę często z asystą męża.
W pochmurne dni,ale nie deszczowe spaceruje w godzinach jakich uda mi się wyjść z domu, mam na myśli ogarnąć siebie, dziecko, trochę dom. W kwestii spacerów przeszłam rewolucję. Na początku spacerowałam średnio 3 godziny czasami dłużej. Młody przesypiał prawie całe spacerowanie. Mimo to w domu nadal miałam czas by posprzątać czy ugotować. Teraz już tak dużo nie sypia. Czasami jak pośpi na spacerze to już w domu nie mam czasu na nic innego oprócz zabawiania Młodego. Oczywiście mam kilka sprzętów w domu które umożliwiają mi zajęcie Młodego. Dokładnie trzy. Karuzela w łóżeczko. Leżaczek. Mata. To są jednak tylko chwile, które udaje mi się ugrać w ciągu dnia np na zjedzenie śniadania. Obecnie mam kontuzję kręgosłupa - rwę, promieniującą na nogę. Już jest lepiej, ale na początku spacery wyglądały tak, że szłam na plac zabaw gdzie drzewa tworzą cień, liczyłam że zanim tam dojdę. Młody zaśnie i modliłam się żeby nie obudził się wraz z zatrzymaniem wózka na placu zabaw. Jak ta sztuka mi się udała, często miałam nawet 2 godziny na świeżym powietrzu nie nadwyrężając nóg ani kręgosłupa. Czas na angielski, poczytanie gazety czy posłuchanie muzyki. Zdarzają mi się dni, że mimo dużych chęci nie udaje mi się wyjść na spacer.
W pogodne dni otwieram balkon. Zaważyłam, że na początku człowiek się spinał,a spacer to był priorytet dnia. Teraz po 4 miesiącach wiem, że trzeba chodzić z dzieckiem na spacer, ale świat się nie zawali, a tym bardziej zdrowie dziecka nie podupadnie od dnia bez spaceru. Są tez dni kiedy kawa nie jest w stanie mnie obudzić niezależnie ile jej w siebie wleje. W takie cięższe dni, korzystam z drzemek Bąbla i regeneruje siły z synkiem. Obiady próbujemy jeść niby razem ok 17 po powrocie męża z pracy, a jednak na zmianę, jedno je drugie siedzi z Młodym. Często gotujemy tzw jedno-garnkowce, z myślą o mrożeniu. To dobry sposób by codziennie nie stać przy kuchence oraz dobra alternatywa, gdy Młody nie daje nic zrobić w domu. Zanim pojawił się dodatkowy członek naszej rodziny - Bąbel, obiady rzadko udawało nam się jeść obiad razem nie licząc weekendów.
W pochmurne dni,ale nie deszczowe spaceruje w godzinach jakich uda mi się wyjść z domu, mam na myśli ogarnąć siebie, dziecko, trochę dom. W kwestii spacerów przeszłam rewolucję. Na początku spacerowałam średnio 3 godziny czasami dłużej. Młody przesypiał prawie całe spacerowanie. Mimo to w domu nadal miałam czas by posprzątać czy ugotować. Teraz już tak dużo nie sypia. Czasami jak pośpi na spacerze to już w domu nie mam czasu na nic innego oprócz zabawiania Młodego. Oczywiście mam kilka sprzętów w domu które umożliwiają mi zajęcie Młodego. Dokładnie trzy. Karuzela w łóżeczko. Leżaczek. Mata. To są jednak tylko chwile, które udaje mi się ugrać w ciągu dnia np na zjedzenie śniadania. Obecnie mam kontuzję kręgosłupa - rwę, promieniującą na nogę. Już jest lepiej, ale na początku spacery wyglądały tak, że szłam na plac zabaw gdzie drzewa tworzą cień, liczyłam że zanim tam dojdę. Młody zaśnie i modliłam się żeby nie obudził się wraz z zatrzymaniem wózka na placu zabaw. Jak ta sztuka mi się udała, często miałam nawet 2 godziny na świeżym powietrzu nie nadwyrężając nóg ani kręgosłupa. Czas na angielski, poczytanie gazety czy posłuchanie muzyki. Zdarzają mi się dni, że mimo dużych chęci nie udaje mi się wyjść na spacer.
W pogodne dni otwieram balkon. Zaważyłam, że na początku człowiek się spinał,a spacer to był priorytet dnia. Teraz po 4 miesiącach wiem, że trzeba chodzić z dzieckiem na spacer, ale świat się nie zawali, a tym bardziej zdrowie dziecka nie podupadnie od dnia bez spaceru. Są tez dni kiedy kawa nie jest w stanie mnie obudzić niezależnie ile jej w siebie wleje. W takie cięższe dni, korzystam z drzemek Bąbla i regeneruje siły z synkiem. Obiady próbujemy jeść niby razem ok 17 po powrocie męża z pracy, a jednak na zmianę, jedno je drugie siedzi z Młodym. Często gotujemy tzw jedno-garnkowce, z myślą o mrożeniu. To dobry sposób by codziennie nie stać przy kuchence oraz dobra alternatywa, gdy Młody nie daje nic zrobić w domu. Zanim pojawił się dodatkowy członek naszej rodziny - Bąbel, obiady rzadko udawało nam się jeść obiad razem nie licząc weekendów.
Wcześniej zanim zostałam mamą żyłam zawodowo na bardzo wysokich obrotach. Teraz czuje się jakby moje życie było w rytmie slow. Mimo to każdego dnia Młody nas zaskakuje czymś nowym. I to jest cudowne jak w ciągu tylko 4 miesięcy zmienił się nasz synek. I za każdy dzień który jest z nami dziękuje codziennie Bogu. To jest cudowne że możemy być razem od samego początku. Młody jest z nami odkąd skończył 11 dni. I to jest piękne, że nic nas nie ominęło. Pierwsze zainteresowanie grzechotką na leżaczku - byłam, widziałam, udokumentowałam. Taka byłam dumna. Pierwsze chwycenie zabawki i jej trzymanie. Pierwszy uśmiech. Pierwszy śmiech. Mogłabym wymieniać bez końca. Kolejne 1-sze razy przed nami.
c.d.n
Wzruszam się czytając każde zdanie. Jak dobrze, że możecie być praktycznie od początku życia Bąbla razem. A te pierwsze razy cieszą i to bardzo, nawet te najdrobniejsze. I zdradzę Ci, że drugie sprawiają tyle samo radości.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy
Uściski
Odkąd mamy Bąbla pisze mi się dość opornie, już nawet pomijając braki czasowe. Niby tyle się dzieje a trudno mi to w jedna składna całość poskładać, oby to mineło ;)
UsuńBuziaki
Jak ten czas szybko ucieka, to już 4 miesiące.... a kolejne, piękne chwile i pierwsze razy przed Wami :)
OdpowiedzUsuńPięknie się czyta, samych wspaniałości dla Was :)
Dokładnie:) Nigdy czas mi tak nie uciekał jak przy dziecku. Dziękujemy:)
UsuńPozdrawiam
Leci ten czas, człowieczek nawet nie wie kiedy. Jak potrafimy się cieszyć z pierwszych rzeczy naszych pociech wiemy tylko my:)
OdpowiedzUsuń