wtorek, 23 sierpnia 2016

Być tu i teraz !

Jak doceniać/docenić to co się już ma...
Nie lodówkę czy telewizor, a swoje życie, ludzi wokół siebie.
Od zawsze, odkąd pamiętam moje myśli gonią do przodu za czymś co niby jest mi niezbędne. To coś powoduje że nie doceniam siebie jako osoby, wszystko kreślę w czarnych barwach. Że jestem gruba, że słaby ze mnie pracownik, że nowej pracy nie znajdę bo rozmowy kwalifikacyjne to moja pieta Achillesowa. Paradoks to fakt, że o tym wiem a dalej tak robię mimo iż z tym walczę. Nie umiem stanąć przed lustrem i powiedzieć podobam się sobie. Ale tez nie robię nic ku temu by to zmienić. W zeszłym roku miałam kilka zrywów aktywności fizycznej. Chciałam wrócić do biegania ale kontuzja pleców mi to uniemożliwia, a przecież są tez inne sporty. A ja przyczepiłam się do tej jednej myśli i stoję w miejscu. Już się martwię tym co będzie po macierzyńskim. Że dziecko, żłobek, praca którą muszę najpierw znaleźć. Na nic fakt, że po ostatniej wizycie w mojej pracy szefowa jest bardzo chętna zatrudnić mnie ponownie po macierzyńskim. To chyba dobrze. A ja i tak się martwię, bo godziny pracy, bo daleko i powroty sporo czasu mi zajmują. W głowie kiełkuje myśl o prawo jazdy, zawsze tylko jakieś "ale". Jedna myśl bije się z drugą. Marzą mi się zmiany na polu zawodowym, takie prorodzinne, jeśli można je tak nazwać. Godziny pracy 7-15 czy 8-16. Mniej stresowe stanowisko. Z obecnej pracy potrafiłam wracać tak umęczona że zasypiałam praktycznie po przekroczeniu progu domu. A w nocy spać nie mogłam, bo plany, bo  tyle spraw do wyjaśnienia, a czasu zawsze za mało.  A mimo to lubiłam, lubię to pracę. Czas w niej nigdy nie stoi, każdy dzień jest inny. Inni ludzie, inne sprawy. Nuda nigdy tam nie bywa. "Jesteś tak dobry jak twój ostatni miesiąc" - zawsze aktualne. Wyścig szczurów? - bingo!
W głowie rozpatruje prace biurową. Stres pewnie jest, ale petenci rzadko. Wybija 15 czy 16 i nic Cię nie interesuje. Teraz tak nie mam. Tylko ja lubię gdy się "coś" dzieje. Już pracowałam w miejscu gdzie widziałam na zegarku każdą mijającą minutę. Wtedy chciałam  zajmować się czymś co niesie ze sobą ciągły ruch, zmiany, nieprzewidywalność. A teraz już sama nie wiem czego chcę. Chodź tak na prawdę mam jeszcze czas na tego typu decyzję. Powinnam cieszyć się z czasu z dzieckiem,a ja jak zwykle wybiegam w przyszłość, zamiast chłonąc cała sobą dziś. A przecież świat nie jeden raz mi pokazał, że na wszystko w życiu przychodzi odpowiedni czas. Że nic nie dzieje się bez powodu. Nic!

Rok temu o tej porze martwiłam się czy uda nam się pogodzić kurs z moją pracę i czy w ogóle uda nam się na niego załapać. Udało się! Teraz w pokoju obok śpi nasze szczęście. Może trzeba dać ponieść się, a wszystko ułoży się najlepiej. Może fakt że umowa kończy mi się w trakcie macierzyńskiego to również znak by podążać ku zmianom. Czas pokaże.

Teraz liczy się tylko mały człowiek, który obecnie śpi w drugim pokoju, dla którego jesteśmy z mężem całym światem.

Miłego dnia :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz