czwartek, 23 lutego 2017

Samodzielne zasypianie dziecka - pierwsze trzy dni za nami

Na szybko póki synek śpi zdam relacje z efektów/ postępów nowej metody usypiania. Dziś jest 3 dzień. Ale od początku. 
Dzień pierwszy: 
Jedna drzemka i usypianie nocne. Odnośnie snu w dzień to przetrzymałam młodego do 12, aby był wystarczająco zmęczony. Myślałam, że to sposób na łatwiejsze zasypianie. Tego dnia nie miało to żadnego odzwierciedlenia w tej kwestii. Zjadł jakąś godzinę przed usypianiem więc tylko wyciszyłam go trzymając na rękach i odłożyłam do łóżeczka. I zaczęła się eksploracja łóżeczka. Ja śpiewałam próbowałam trzymać go za rączkę a on szalał. Po 15 minutach zaczął się wkurzać. Następnie płakać więc wzięłam go na ręce uspokoiłam, chce odłożyć do łóżeczka płacz. więc jeszcze raz. Za trzecim razem jak go odkładałam do łóżeczka to zamiast go kłaść posadziłam go. Płaczu nie było. w ciągu 10 sekund pozycje siedzącą zmienił na leżącą. I zasnął. Cała akcja w wkurzaniem się to kolejne 15 min. Posapał niecałe 30 minut. Obudził się z płaczem i przez kolejne 30 minut nie mogłam go uspokoić na rekach. Było już po spaniu. Tego dnia już nie wykazywał symptomów do spania. 
Wieczorne usypianie należało do męża. W sumie 30 minut. Przed spaniem butla, w trakcie okazało się, że nadal jest głodny więc druga butla wjechała i podczas drugiego odbijania oczka zaczęły mu się lepić. Przebudzanie nie pomagało.Odbił, mąż go odłożył i zasnął w ciągu 3 sekund. 
Dzień drugi:
Koło 10 już zaczął trzeć oczka. Niecałe 30 minut. Szalał chwilę, następnie zaczął się pokładać w łóżeczku w końcu położył się, zamknął oczka i zasnął. 
Koło 14  zaczął wykazywać chęć na drzemkę. Tym razem zajęło mi to ponad godzinę. Trochę moja wina bo sama byłam na tyle zmęczona, że kilka razy to mi się zdarzyło zamknąć oczy, a nie bąblowi. Był na tyle zmęczony, że kładł się w łóżeczku już nie miał siły na ruszanie się ale nie mógł zamknąć oczek i zasnąć. W końcu się udało. Położył się, ja położyłam na nim rączkę, cały czas śpiewając. I zasnął.
Wieczorne usypianie należało znów do mnie. Było analogiczne jak dzień wcześniej. Dwie butle. i po drugim odbiciu położony w łóżeczku szybko zasnął. Godzina czasu.
Dzień trzeci (dziś):
Ranne usypianie.Niecałe pół godziny. Mleko przed, ale akurat wypadał czas jedzenia. Dość szybko zaczął się kłaść. Głaskałam go i w końcu zamknął oczka i zasnął. 
Teraz słodko śpi.
A ja idę wypić na spokojnie kawę.
Miłego dnia:)



środa, 22 lutego 2017

Codzienność - czy co u nas słychać

Młodego powoli puszcza przeziębienie,  praktycznie został sporadyczny kaszel.  Wraz z powrotem do zdrowia nasz skarb przestał przesypiać noce.  Pewnie zbieg okoliczności.  3 noc z rzędu budzi się na karmienie nocne między 3 a 4,  ale po napełnieniu brzuszka już nie wykazuje chęci na spanie wręcz odwrotnie,  pełen sił szaleje na łóżku.  A rodzice jednak lubią noc wykorzystywać w celach snu.  Cały czas z tyłu głowy mam mój powrót do pracy i jak to będzie pracować efektywnie 8 h mając za sobą noc pełną atrakcji.

A ja mimo zmęczenia wynikającego z braku minimalnej ilości snu ruszyłam swoje cztery litery i poszłam biegać. Słońce, które zawitało u nas na niebie sprzyjało ku takim decyzjom, mimo iż temperatura mniej, bo było tylko 4 stopnie.

Dziś jest dla nas przełomowy dzień chodź  na efekty będzie trzeba trochę poczekać. Zaczynamy naukę zasypiania u synka. Obecnie wygląda tak to tak, że przed snem czy to w nocy czy w dzień dostaje butle. Czasami przy niej zasypia, wtedy po prostu odkładamy go do łóżeczka . Gdy nie zaśnie przy mleko, kołyszemy go aż zaśnie na rekach i odkładamy śpiącego. Okazało się, że taka"metoda" generuje nam wiele konsekwencji, niekoniecznie pożądanych. Po pierwsze Młody jak się obudzi w nocy to nie potrafi sam zasnąć bez kołysania, mleka i tulenia się.  Je z dwa czasami trzy raz w nocy. Na pory jedzenia budzi się i rzadko zasypia w trakcie jedzenia. Ostatnio doszedł do tego brak chęci odłożenia do łóżeczka i tak od kilku dni po nocnym jedzeniu bierzemy go do siebie do łóżka. Inaczej ręce i nogi odpadły by mi całkiem od kołysania. Według książkowych ekspertów to dużo przerw na jedzenie w nocy jak na 10 miesięcznego Bąbla, podobno. Mogą być one nie zależne czy dziecko je głodne czy nie, tylko od tego że się obudziło i nie umie zasnąć bez butelki, która jest stałym elementem usypiania.

Wybranie metody nie było łatwe. Większość z proponowanych metod jest dla nas nie do przyjęcia jak np.  ta mówiąca o zostawianiu dziecka samego w łóżeczku niezależnie czy płacze czy nie i wracaniu po kilku minutach. Wybraliśmy metodę stopniowej separacji. W skrócie polega na tym że dziecko uspokajamy wyciszamy na rękach i odkładamy do łóżeczka, ale nie śpiące tylko świadome. Jesteśmy obok dopóki nie zaśnie, gładzimy je po głowie, śpiewamy, trzymamy za rękę. o efektach lub ich braku pozwolę sobie napisać, jak tylko się pojawia jakieś wnioski w tej kwestii.

Powoli kończymy planować chrzciny. Termin już mamy 19 marca. Sala na obiad - jest. Tort wybrany wystarczy zamówić.  Szatkę udało mi się wczoraj zamówić. Odnośnie świecy trwają poszukiwania . Jeszcze tylko wybrać prezent dla synka od nas rodziców.

poniedziałek, 13 lutego 2017

Rewolucja

Wracam do pracy.
szybciej niż nawet mogłabym o tym pomyśleć. Wszystkie za i przeciw nadal mam w głowie. Łatwo nie było. Oswajam się z tą myślą. Ale od początku. Obecny stosunek pracy kończy mi się ostatniego dnia lutego tego roku. ZUS do 10 kwietnia jest zobowiązany wypłacać mi zasiłek macierzyński. Szukanie pracy rozpoczęłam wraz z nowym rokiem. Ze względu na ograniczone możliwości chodzenia na rozmowy kwalifikacyjne, odbywające się w godzinach pracy mojego męża, co wyklucza go z grona osób mogących mnie zastąpić przy opiece dziecka, wysyłałam w sumie trzy cv-ki. Wybrałam oferty na które spełniałam w pełni wymagania a dodatkowo chciałabym w danym miejscu pracować. Odezwała się jedna firm.  Poszłam na rozmowę. Było nawet miło. Bez pytań typu: mocne i słabe strony czy gdyby była pani zwierzęciem to jakim i dlaczego.Już przy pierwszy pytaniu musiałam ujawnić że przebywam na urlopie rodzicielskim. Nie żebym chciała to ukrywać ale myślałam oddać o tym na końcu gdy już zdążę oczarować ich swoją osobą;) Jak zwykle życie wszystko zweryfikowało. Reakcja mnie zaskoczyła pozytywnie. Nie oduczałam żeby był to dla nich jakiś problem. Zapytano mnie tylko o dostępność. Potem rozmowa przebiegała jak milion innych tego typu. Po pytaniach z mojej strony ponownie wrócono do pytania o moją dostępność i czy nie mogłoby to być szybciej niż 11 kwietnia np już marzec. Zanim jeszcze zaczęłam wysyłać cv o prace rozmawialiśmy z  mężem, że gdyby znalazła się dla mnie fajna praca wcześniej niż kwiecień to rozpatrzymy mój szybszy powrót do pracy. A praca na prawdę mi się podoba. Kwestia do przemyślenia. W sumie zanim wyszłam z rozmowy pytanie od kiedy mogłabym ewentualnie zacząć powróciło trzeci raz. dopytywano czy jeszcze luty wchodziłby w grę. Dodam że na rozmowie byłam w zeszłym tygodniu. Trochę to jest nie poważne. Widać dla nich nie. Stanęło na tym że miałam im dać znać do dnia następnego od kiedy mogłabym zacząć. W końcu więc pozwoliłam sobie zapytać czy są zainteresowani moją osobą. wyglądało że tak. Odpowiedź oczywiście brzmiała wymijająco: że nie mówią tak, nie mówią nie. Wracając do domu tramwajem dotarło do mnie co się właśnie wokół mnie dzieje. I wtedy rozpłakałam się...
Oboje z mężem zadecydowaliśmy, że mogłabym iść do pracy od 1 marca. To i tak będzie dla mnie szybciej niż zakładałam i wiąże się z wieloma sprawami które trzeba w niecałe trzy tygodnie trzeba dopiąć.
Czy byłam pewna, że zadzwonią z decyzją pozytywną? Nie. Mimo sygnałów które odebrałam na rozmowie, jako pesymistka- słowa mojego męża, nadal nie wierzyłam, że będą na tak i 1 marca stanie się dla mnie ważna datą, przełomową w moim/naszym macierzyństwie.
Zadzwonili. I byli na tak.  Po chwilowej euforii, że to się dzieje na prawdę, zaczęłam szukać informacji jak zrezygnować z urlopu na którym obecnie przebywam. dla mnie to urlop macierzyński i tak własnie wpisałam do wujka Google, a moim oczom ukazała się informacja, że z urlopu macierzyńskiego zrezygnować nie można. Każda następna otwierana przez mnie strona potwierdzała tylko powyższa informację. Radość prysnęła. Zastąpiła ją frustracja. Tyle zachodu i nic z tego nie będzie. W między czasie oddzwoniła do mnie kadrowa z obecnej pracy do której próbowałam się dodzwonić jak tylko moja rezygnacja z macierzyńskiego wg internetów nie była możliwa. Okazało się, że ja już nie jestem na macierzyńskim, on trwa pierwsze 20 tygodni tylko na rodzicielskim. Tym razem wujek Google był już bardziej łaskawy i mym oczom ukazały się szczegóły rezygnacji z owego urlopu. uff pomyślałam. Radości już jednak nie była, została nostalgia. Aby potwierdzić uzyskane informacje dnia następnego zadzwoniłam do ZUS-u potwierdzić nowinki internetowe. I tu znowu niespodzianka. Od tych rewelacji, aż głowa mnie rozbolała. Pani na infolinii poinformowała mnie, że mogę zrezygnować z rodzicielskiego, ale również mogę podjąć prace na urlopie rodzicielskim z innym pracodawcą niż ten który udzielił mi urlopu. A ustawa nie określa jakiego wymiaru może to być praca co oznacza że pełny etat również. Zamierzam jutro jeszcze raz zadzwonić do ZUSu, prawdopodobieństwo, że trafię na tą samą konsultantkę jest prawe zerowe, na co liczę. Zobaczę czy potwierdzi wersję z piątku czy zaszczyci mnie garścią nowych informacji. 
Więc postanowione wracam do pracy. Tylko Kto zostanie z Młodym..
Miał być żłobek, mieliśmy już nawet miejsce, co w naszym mieście graniczy z cudem na miarę znalezienia zaginionego miasta. Już się nastawiałam, że Młody idzie do żłobka. Wiedziałam, że czeka mnie trudny czas, pewnie łatwiej zniesie i przyzwyczai się do nowej sytuacji synek niż ja. I wtedy dostaliśmy propozycje, jedna z tych nie do odrzucenia. Jak teściowa dowiedziała się, że jej wnuczek-taki mały ma pójść do żłobka, stwierdziła że tak być nie może i że ona może przyjechać się nich opiekować. Póki nie mieliśmy dziecka takie rozwiązania u innych wydawały nam się dość wygodnickie i nie zostawialiśmy na nich suchej nitki wyrażając swoje zdanie.Wszystko się zmieniło odkąd zostaliśmy rodzicami. I dobro synka jest dla nas priorytetem. A opieka babci jest lepszym rozwiązaniem niż opieka żłobkowa. Póki co jest to rozwiązanie do września. Liczymy, że uda nam się dostać do żłobka publicznego lub takiego z dofinansowaniem we wrześniu, młody już będzie miał 1,5 roku, zawsze to więcej niż 10 miesięcy. Minusem całej sytuacji jest fakt, że teściowa będzie musiała z nami zamieszkać. 50 metrów  kwadratowych ja, mój mąż, synek i teściowa - dużo tego ale co się nie robi dla dobra dziecka.
fa. 

środa, 8 lutego 2017

Zmiana goni zmianę

Zmiana goni zmianę.
Jeszcze kilka tygodni temu miałam wam napisać moje/nasze rozterki żłobkowe.  I nim znalazłam na to czas sprawa stala sie nieaktualna.  Dzieje się tyle że mój organizm buntuje się.  "Każda zmiana rodzi opor",  nawet te pożądane czy przewidywane.
Wiedziałam że początek roku będzie dla naszej rodziny czasem decyzji nie zawsze łatwych. A jednak mimo tej wiedzy jest mi trudno.
Czekamy na rozwiązanie pewnej sprawy która cały nasz świat poukładać na nowo.  Lepiej? Inaczej.
Z aktualności to walczymy z zębami młodego.  Jak to ujęła p.  Pediatrajest to nieustająca walka do ostatniego mleczka.  Raz lepiej raz gorzej.  Nos pełen gili,  które spływają na gardło i uszy.  Plus to młody przesypia noce.
Ze spraw rozwojowych to ładnie już chodzi przy meblach.  Pewnie kwestia czasu jak puści meble i po spaceruje po całym domu.  Nie zazdroszczę kotu :p żartuje!
Dziś tyle,  idę bawić się z młody póki jestem z nim 24/dobe.
Milego dnia wszystkim:)