środa, 31 grudnia 2014

Jeden krok i nowy rok

Ostatni dzień roku skłania do przemyśleń, podsumowań.
Czy mijający rok był na prawdę taki zły?
Ktoś kiedyś powiedział, że człowiek uczy się na błędach.
Gdyby nie ten rok, pewnie nie bylibyśmy tu gdzie obecnie. Pełni wiary i nadziei, że gdzieś tam czeka na nas nasze dziecko. Może jeszcze w brzuchu. Może Go jeszcze nie ma na świecie. Ale będzie. 
...
To był czas wielu przemyśleń. Podjęcia decyzji. Pogodzenia się z faktami. Ustalenia nowych priorytetów. Łapaniach radości z bycia razem.
...
Teraz będzie już tylko lepiej. 
Czy mam konkretne cele na ten nowy 2015?
Bóg najlepiej wie co jest dla Nas najlepsze.
Postanowienia noworoczne mam je z tyłu głowy.
Kurs na rodziców adopcyjnych - wiosna 2015. Najmocniej na świecie.
Kurs prawo jazdy - lato 2015 - zdać!
Święta Bożego Narodzenia 2015 - ja, mój mąż, nasz kot + nasze dziecko :)
A reszta się ułoży najlepiej dla nas:)
Wiem, że to nietypowe postanowienia, bo na 2/3 nie mam wpływu, jedynie pozytywne myślenie nam zostaje.
...
A pokój dziecka będzie żółto - szary. 
Pasuje i do dziewczynki i do chłopca.
Jeszcze nie malujemy. Na razie oglądam inspiracje. I taka kolorystyka najbardziej mi się spodobała. I o dziwo mojemu M również. 
Nie we wszystkim się ze sobą zgadzamy. Np, lustra w przedpokoju nadal nie mamy, gdyż każdy z nas ma odmienną wizje. Fajnie, że pokój dziecka jest wyjątkiem od tej reguły;)



poniedziałek, 29 grudnia 2014

Koci świat - już niedługo również nasz

Już niedługo.
Już niebawem.
Nasza rodzina się powiększy.
Na razie nie o wymarzone dziecko, a o KOTA.
Najlepszego przyjaciela człowieka.
Będzie szary i przesłodki.
Dziś go 1-szy raz odwiedzamy.
4 tygodniowa szara 'kulka".
Mały rasowiec.
Już się nie możemy doczekać:)

niedziela, 28 grudnia 2014

Poświątecznie - pozytywnie

Przed Świętami nie udało mi się podzielić z Wami spokojem jaki mnie ogarnął. Taki pozytywny. Obecny stan mojej psychiki sam mnie zaskakuje. Przedświąteczne "sprawy" sprawiały mi przyjemność. Pierniki się udały. Za to wszelakim polewom czekoladowym mówimy stanowcze NIE! Do dwóch razy sztuka i wystarczy. Serniki otrzymały same rewelacyjne recenzje. Choinka trzyma się. 5 dni w samotności nie były jej straszne. Sypać nie zamierza. Prawdziwe śnieżne Święta - były. Kochający mąż u boku - jest i kocha nadal:)
Ogarnął mnie spokój wewnętrzny.
Takie poczucie, że wszystko będzie dobrze. Wszystko się ułoży, po naszej myśli.
Wizyta u znajomych z dwóją małych dzieci. Bałam się swoich niespodziewanych łez. Pytań co bolą najmocniej. Próbowaliśmy się nawet przygotować co do wersji odpowiedzi na nie miłe pytania. Po kilku przemyśleniach postawiliśmy na spontan. Sama byłam w szoku, że na to poszłam.
 I o dziwo pytań nie było. Ci znajomi wiedzą, że się staramy o baby i że mamy pod górkę w tym temacie. To miłe, że są wokół nas ludzie, dla których jesteśmy ważni i nie chcą nas urazić.
 O adopcji oprócz rodzicom nie mówimy na razie nikomu. Będzie na to czas po kwalifikacji.
To był czas zmierzenia się z wieloma trudnymi dla nas sytuacjami.
Teściowie zostali poinformowani o naszej decyzji o adopcji, jak wygląda sytuacja w temacie itp. Nie było to łatwe, ale po zrobiło się tak jakoś lżej.
Święta były mocno otoczone dziećmi. I nie ruszało mnie to zbytnio.
Nie było też łez przy wigilii.
Obyło się też bez życzeń typy: powiększenia rodziny itp.
To pomaga. Daje wsparcie rodziny, która nie wie, domyślając się pewnie, że coś jest nie tak. Jednak nie dają nam tego odczuć. To jest fajne:)
Było miło, ale w domu najlepiej;)

czwartek, 18 grudnia 2014

w "grupie" raźniej

Ja i obok cały świat.
Tak się czułam.
Do wczoraj.
To, że staramy się o dziecko mało kto wie, w pracy - jednostki.
O adopcji - nikt.
Nigdy nie byłam osobą, która swoja prywatne życie relacjonowała na forum.
I może dobrze.
Wystarczy, że powiedzieliśmy rodzicom, że zaczynamy starania o baby. Pamiętam nasze przekonanie, że raz, dwa i machniemy dziecko. Rodzina to rodzina. Gorzej byłoby z całą resztą.

Sytuacja sprzed dwóch dni koleżanki ku nadziei, poruszyła mnie. Płakałam jak bóbr.
Bo jak można publicznie wręcz "chwalić się" negatywnym stosunkiem do dziecka noszonego pod sercem. Gdyby nie mąż to ona by usunęła. SZOK.
To mnie bolało. Kobieta, która będzie matka, jest emocjonalnie na etapie dziecka.
Nigdy nie wiesz wszystkiego o tym z kim pracujesz.
Sytuacja poruszyła  nie tylko mnie.
I okazało się, że takich jak ja jest więcej.
I chodź nic to nie zmieniło. Czuję się z tym lepiej.
Jestem "normalna" i nie tylko ja nie mogę zajść w ciążę.
I nie tylko mnie ruszają takie akcje.
Przekonanie o byciu jednostką boli. W "grupie" jakoś tak raźniej.






wtorek, 16 grudnia 2014

Babyboom tylko nie mój

Boli.
Myślałam, że już nie tak bardzo.
A boli bardziej.
"Face to face" wymusza miły uśmiech, gratulacje, pytanie o samopoczucie. Przybieram "maskę". A całe moje ciało krzyczy:UCIEKAJ!.
I zamykam się w sobie.
Zazdroszczę.
Płaczę.
Tęsknię za tym co dane mi nie jest.
Gdybym mogła wykrzyczeć co myślę to pewnie głos bym straciła. To i tak nic nie da. Nic.
A boli jeszcze bardziej, gdy coś co mi dane nie jest, "problemem" jest dla kogoś innego.Ja o tym marzę, a ktoś inny "bachorem" nazywa.
Dostała cudowny dar nawet nie musząc się o niego starać. I jeszcze "marudzi".
Co bym dała by tak po prostu się udało.
Sprawiedliwość? co to takiego?
Dla mnie nie istnieje.
Jest mi po prostu przykro.Smutno.
Tak nie lubię się tak czuć.
Nie lubię.





niedziela, 14 grudnia 2014

Świat potrafi być piękny, mimo wszystko, nawet w Święta

Przygotowania świąteczne to dla mnie magiczny czas. Nawet wtedy, gdy niecierpliwie wypatrywałam dwóch kresek na teście. Tylko raz w zeszłym roku w trakcie życzeń wigilijnych pękłam tak, że następne 20 minut  nie mogłam się uspokoić. Łzy same mi leciały z oczu. Ukryłam się w toalecie. Było mi ciężko. Nie przestałam przez to lubić Świąt. Chodź miałam myśli byśmy zostali w tym roku w domu u siebie, Święta we dwoje. Tylko nic by to nie zmieniło. Odkąd złożyliśmy podanie w OA, mój stopień nadpobudliwości wyrażanej płaczem spadł. Wiem, że gorsze chwile nie uciekły na zawsze. Próbuje nie myśleć/ czytać cały czas tylko o adopcji, a zająć myśli innymi sprawami. Żyć normalnie. Tak po prostu. I czekać na dziecko.
Od kilku tygodni wykańczam stroiki i kartki świąteczne. Taka moja prywatna odskocznia. I szukam ich więcej. To one dają poczucie normalności, odrywają moje myśli od czekania na dziecko.

Był w tym roku taki moment kilku miesięczny podczas którego dzieci, kobiety w ciąży, wiadomości o ciąży omijałam z daleka. Dosłownie. Przestaliśmy odwiedzać znajomych z dziećmi. 
Czy to "normalne" nie wiem. Dla mnie takie się stało. Teraz jest jakoś lepiej. Nie stałam się ciocią lgnąca do wszystkich dzieci. Po prostu obca ciąża juz tak nie boli. Zazdrość będzie pewnie zawsze. Ale ja mam już swoją nadzieje. Czas. I wiem, że na końcu tej drogi nasze marzenie się ziści. To buduje.

Zanim to nastąpi szykujemy się z M na przybycie też nowego członka rodziny, ale znacznie szybciej niż 2-3 lata. Zamieszka z nami kot. Nie byle jaki, pięknie szary. Rasowy. Już się nie mogę doczekać. To na pewno ostatnie ŚWIĘTA we dwójkę. Następne będą na pewno z kotem, a za dwa lata mam nadzieje, że już w czwórkę:) Ma obecnie nie całe 2 tygodnie. Taka niebieska kluska. Niebieska, bo to rosyjski kot niebieski. Futro ma szare, ale skórę niebieską. 

Co do Świątecznego szału, u nas w salonie już błyszczy piękna, żywa choinka. I momentalnie tak świątecznie się zrobiło. Pierniczki już miękną w metalowych puszkach. Podjadane co chwilę. Tak do kawy. Oby do Świat coś zostało.
Chciałam jeszcze zaserwować żurawinę własnej roboty. Przegapiłam jednak czas zakupu świeżej żurawiny. I skończy się na kupnej. 
Sernik to dla mnie esencja Świąt. Taka kulinarna. Od kilku lat stawiamy na jak najlepszy ser jaki znamy i możliwy do zakupu. Ser z mleka i kultur bakterii. Nic więcej. Smak jest nie porównywalny. Polecam.

Chciałabym, aby kolejne Święta były już we czwórkę, tj. ja, mój M, kot i dziecko:) Nie napalam się. Realia przynajmniej na razie są inne. Wg pani z OA na kurs wiosenny nie mamy szans. Może cud się stanie i miejsce dla nas się znajdzie. Na razie cud w drodze do posiadania dziecka nam się nie zdarzył, więc szansa jest. To i tak nie oznaczałoby przyszłorocznych Świąt w czwórkę. Na pewno zwiększyłoby to nasze szanse. Ta nie pewność co do terminu kursu: wiosna czy jesień, jest dość uciążliwa dla naszych planów urlopowych. 

Nie smucę się. Ida Święta. Może śnieżne. Byłoby miło. Któreś następne na pewno będą w czwórkę:)Wiem to.






niedziela, 7 grudnia 2014

Prezenty

Prezenty.
Lubię dostawać.
Lubię dawać.
Formy bywają różne.
Nie każdy można spakować w pudełko z kokardką.
Własnoręcznie zrobione.

Pakowanie.
Made hand.
Kokardki. Tasiemki. Kolorowy papier.
Szary papier. Sznurek. Suszone pomarańcze. Takie lubię najbardziej.

A co w środku.
Ostatnio gównie zabawki dla dzieci. Nie swoich. Z rodziny.
Motto w rodzinie z mojej strony: " prezenty tylko dla dzieci ". Gorzej jak się dzieci nie ma. I tylko się prezenty robi - co jest miłe - zostaje tylko małe "ale"..

Ze strony męża prezenty praktyczne.Motto: "co potrzebujecie, wybierzcie, a my zapłacimy " Ma swoje plusy i to duże. Zabiera tylko magiczność otwierania paczek spod choinki jak sprzed lat. Pakowanie też odpada. Plus prezenty dla dzieci - tu przynajmniej można się wykazać w pakowaniu.

Prezenty w naszej dwuosobowej rodzinie. 
To tez jest ciekawe, przynajmniej dla mnie, zjawisko. My nie jesteśmy w stanie utrzymać cokolwiek przed sobą w tajemnicy. Prezenty niezależnie do okazji wręczamy sobie dzień lub nawet kilka dni przed dniem zero. Albo zawczasu każde z nas już wie co dostanie. Tajemnice nas się nie trzymają.









sobota, 6 grudnia 2014

Mikołajki - mała refeleksja

Zazdroszczę "rodzicom" kupowania prezentów swoim pociechom. Swoim dzieciom.
Wydawania pieniędzy - nie, ale radości jaką sprawiają swoim pociechom podarunkami od Mikołaja. Wnioskuję, że uśmiech i radość rekompensuje środki wydane na prezent.
Nie wiem jak to jest, jeszcze nie wiem. Ale dziś wyjątkowo mnie to nie smuci, bo wiem że się to zmieni. Nie znam jeszcze tego terminu, ale jest on bliżej niż kiedykolwiek.

Myśl.
Kupie misia.
Akcja fundacji tvn.
Szczytny cel, a misie boskie.
Tylko czemu, akurat w tym roku same panie misiowe.
Pana misia można dać i chłopcu i dziewczynce, panią misową już tylko dziewczynce.
Nie znam płci naszego przyszłego dziecka, ale wolę myśleć przyszłościowo, gdyby to był chłopiec.
Wiem, że to dużo za wcześnie. Ale chciałabym, aby nasze dziecko miało takiego słodkiego misia. Do tego pomagając w szczytnej sprawie. Mogłoby go dostać podczas pierwszego spotkania z nami.

A teraz MIŚ siedziałby sobie na komodzie, otoczony pięknymi żółtymi ścianami i czekał razem z nami na nasze dziecko.
Wiem, że za rok znów będzie akcja i nowe misie. Ale ja chciałabym już.

Może w tym roku obdarujemy misiami córeczki naszych sióstr..

Niezależnie czy we dwójkę, trojkę, czwórkę czy w większej ilości życzę każdej rodzinie szczęśliwych Mikołajek :)




piątek, 5 grudnia 2014

Na dzień dobry - jak się stało że jesteśmy tu, a nie gdzie indziej

Chcemy być rodzicami - ja i mój mąż. Po prostu.

I jak to się stało - o tym poniżej.

Zakochaliśmy się w sobie - od pierwszego wejrzenia? -  ja na pewno nie. Kochamy się. Droga do bycia razem była trochę  kręta. Ale udało się. I dziękuję Ci Boże za mojego męża, za miłość, która między nami jest. Jesteśmy razem na dobre i na złe - jak w przysiędze małżeńskiej.
O właśnie - ślub był. Dzień był magiczny - każda panna młoda Ci to powie. U Nas z  mnóstwem "wpadek" - mamy co wspominać, na szczęście teraz już z uśmiechem na twarzy. Wtedy nie było mi do śmiechu.
Później podróż poślubna - wyśniona Grecja.
I zaczęło się życie - ciśnienia na własne M2.
Pisząc ten post siedzę właśnie w naszym  kuchnio-salonie. Marzenia się spełniają.
I można powiedzieć, że właśnie wtedy zaczęła się nasz droga ku powiększeniu rodziny. Zamarzyło nam się 2+1. Specjalnie wygospodarowaliśmy dodatkowy pokój w mieszkaniu z myślą o naszym dziecku.
Poszłam do lekarza zrobiłam przegląd  + podstawowe badania . Wszystko było ok.
Pamiętam swój entuzjazm. Przekonanie, że to takie proste. Wystarczy się zdecydować, odstawić zabezpieczenie i już.
Co było dalej- zniecierpliwienie. Miesiąc mijał jak dzień za dniem a tu nic.
Po pół roku - wizyta u lekarza. Diagnoza: o problemie z zajściem w ciążę mówi się dopiero po 2 latach starań. Zamurowało mnie.Zalecił mierzenie temperatury, ale żadnych badań.
Kupiłam termometr.
I nic.
Za chwilę miał nam stuknąć rok starań. Zmieniłam lekarza. Na dzień dobry zlecił masę badań mi i mojemu M.
Ja. Endokrynolog. Prolaktyna -  niby za wysoka. Bromergon. Samopoczucie - fatalne. Kto brał to wie o czy mówię. 3 miesiące kuracji i okazuje się, że prolaktyna za niska. A leczenie było zlecone profilaktycznie. Nie ma jak się "truć" profilaktycznie.
Mąż - badanie nasienia - wyniki fatalne. Nadzieja - bakteria. Leczenie - miesiąc łykania antybiotyków - powtórne badanie - bez poprawy.
Liczyliśmy że wyeliminowanie bakterii poprawi wyniki.
Wizyta w klinice niepłodności. Inseminacja - nie. In vitro - małe szanse na in vitro.
Pamiętam ten dzień. Lekarz mówił że niby można spróbować kuracje suplementami diety i odpowiednim jedzeniem, ale...
Dodam że my już zmieniliśmy dietę, mąż łykał tabletki, ruch. I nic.
Próbowaliśmy się pozbierać. Zająć myśli czymś innym.
Po kilku miesiącach zaczęliśmy znów rozpatrywać opcje. Może by spróbować zrewolucjonizować naszą dietę o składniki poprawiające płodność. I czekać na cud, który może się pojawić lub nie, ale myśli pracują, nakręcają, że tym razem się uda, a okres przychodzi jak co miesiąc, jak w zegarku.
Za bardzo boli.
Rozpatrzyliśmy tez in vitro. Jesteśmy na nie - nie chodzi o pieniądze - przecież można byłoby się starać o dofinansowanie od Państwa - kwestia przekonań. Łatwo obrać stanowisko jak się mówi stricte teoretycznie, bo nie dotyka nas problem. Inaczej jest gdy sprawa dotyczy nas samych.

Już wcześniej rozmawialiśmy o adopcji, ale stricte teoretycznie.
Zaczęłam o adopcji czytać, szukać informacji.
Okazało się, że czas oczekiwania na sam kurs to w nas około roku. Przeraziłam się tego czasu.
Zaczęliśmy rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać.
Oczywiście nie obyło się  bez wielu rozmów, łez ( płaczka ze mnie jest i nic na to nie poradzę ) Ale udało się nam.
I podczas jednego jesiennego spaceru zdecydowaliśmy się. Była wręcz letnia pogoda jak na listopad. A jesień w górach potrafi być piękna. I było pięknie.

Telefon do Ośrodka.
1-sze spotkanie.
I jakiś taki spokój  wewnętrzny nas otoczył- jak to ujął mój mąż.
Wiem, że łatwo nie będzie. Z dziećmi biologicznymi też nie ma bajki. Nie mam własnych ale widzę jak to się dzieje u znajomych czy rodziny.
To dopiero początek naszej drogi adopcyjnej. Ale jesteśmy bliżej niż kiedykolwiek wcześniej by posiadać dziecko, być rodzicami. Ze wszystkim co niesie ze sobą macierzyństwo. Na dobre i na złe.