Nasz mały człowieczek jest teraz wszędzie i to dość szybko to "wszędzie" zdobywa. Wygląda jak pływak trenujący styl delfina. Wyrzuca swoje rączki do przodu, mocno się na nich opiera i do przodu gna nasz mobilny synek. Zaś wytrzymałość nóg trenuje stosując klęk podparty próbując usiąść. Ciekawi go wszystko co zabawkami nie jest, od kabli zaczynając, po telefon komórkowy, piloty, zabawki kota ( one są takie super ;)) kończąc na każdej rzeczy która została pominięta przez rodziców i znajduje się na podłodze. Podłoga to nasze obecnie jedyne "bezpieczne" miejsce do zabawy dla Bąbla ( bezpieczne w kwestii możliwości spadnięcia ) Łóżeczko jest już zbyt małe by na dłużej niż kilka minut zainteresować młodego człowieka. Na szczęście spanie w łóżeczku lubimy
( rodzice również ) Zasypia u siebie, gorzej jak rozbudzi się w nocy i nie chce zasnąć. Wtedy zabieram go do naszego łóżka. Komfort spania spada, bo młody śpi ostatnio w poprzek i ma już 82 cm, ale zawsze jest to sen. Z drugiej strony wiszenie na łóżeczku w celu usypania malca, który spać nie chce przyjemne nie jest. W moim mniemaniu wybieram mniejsze zło. Takie matczyne dylematy.
( rodzice również ) Zasypia u siebie, gorzej jak rozbudzi się w nocy i nie chce zasnąć. Wtedy zabieram go do naszego łóżka. Komfort spania spada, bo młody śpi ostatnio w poprzek i ma już 82 cm, ale zawsze jest to sen. Z drugiej strony wiszenie na łóżeczku w celu usypania malca, który spać nie chce przyjemne nie jest. W moim mniemaniu wybieram mniejsze zło. Takie matczyne dylematy.
Już jakiś czas temu pisałam Wam o naszej ( mojej ) próbie rozszerzania diety małego. Do mleka nie trzeba go namawiać. Początki były trudne. Gorsze chwile mamy już chyba za sobą. Obecnie opierałam się na słoiczkach - obiadkach. Kilka łyżeczek dziennie potrafi młody już zjeść. Próbujemy coraz to inne smaki. Im więcej mamy miesięcy tym ciekawsze można zakupić połączenia smaków zamknięte w słoiczkach. Nadszedł tez czas na drugie podejście do samodzielnego przygotowywania dań Młodemu. Na razie jest za nami pierwszy dzień mojego kucharzenia dla Bąbla. Kuchnia serwowała wczoraj dynię i buraka z pary, a do tego kilka mikroskopijnych gwiazdek makaronu durum + kropelka oleju rzepakowego dla dzieci. Młody zjadł kilka łyżeczek podanego dania, uszy mu się nie trzęsły, ale ładnie buzie otwierał więc sukces jest :) Dziś w planach jest podanie dyni z ziemniakiem oczywiście na parze, przyprawione majerankiem.
Biblioteczka Młodego powiększyła się o dwie pozycje świąteczne. Wybór w księgarniach nie wyobrażalny, można dostać oczopląsu. Ze względu na duże zainteresowania naszego synka książkami ( czyt. książki, której nie można wsiąść w swoje małe rączki, obracać we wszystkie strony i spróbować, nie jest warto uwagi naszego synka ) z tego powodu musiałam się ograniczyć do nabycia pozycji z kartonowymi kartkami. Wybrałam "Idą Święta" wyd. Olesiejuk i "Boże Narodzenie" Bogusław Nosek wyd. Jedność ( Nabyłam również "Arkę Noego" Barbary Żołądek, tego samego wydawnictwa i jest mega - a rymowany tekst wpada ucho )
Za nami tez pierwsze Mikołajki. Wiem, że Młody nie bardzo rozumie co się wokół niego dzieje i nie zapamięta tego dnia, ale radość jaką my rodzice mieliśmy nie do ocenienia. Mikołaj nabył dla naszego synka drewniane klocki, rozmiar idealny do ich próbowania, ale nie za mały by nie zostały połknięte - Mikołaj brał pod uwagę każdy aspekt;) Klocki były zapakowane na drewnianym wózeczku, który ma przyczepiony czerwono biały sznureczek zakończony dużą drewnianą kulką - idealną by wsiąść ją do buzi. Prezent był zapakowany w papier z postaciami z Kubusia Puchatka. Skąd mikołaj wiedział, że papier wywoła takie zainteresowania naszego Bąbla. Od rana Młody paraduje w ciuszkach Świętego Mikołaja ( trzeba dodać, że paradował, obecnie pełni rolę elfa - pomocnika Mikołaja ;)) Specjalne ciuszki nabyliśmy, gdyż w weekend mieliśmy okazję brać udział w sesji świątecznej, całą naszą Trójką. My jako rodzice, abyśmy pasowali do synka, nabyliśmy prześmieszne swetry świąteczne - mnóstwo ich w każdym sklepie. Na sesji nie zabrakło prześmiesznych czapek i rogów.
My też zaczęliśmy rozszerzać dietę. Na razie testujemy marchewkę i jabłko. Małej te smaki przypadły do gustu, choć prawie wszystko języczkiem wypluwa :) I klocki też nam Mikołaj przyniósł :) Wprawdzie jeszcze długo w komodzie poleżą, ale dziadkowie nie mogli się oprzeć, by ich nie kupić ;)
OdpowiedzUsuńDuży Chłopiec z Waszego Synka. Piękny czas przed Wami. Pierwsze Święta :) Sesja na pewno wyszła piękna. U nas klocki i auta rządzą. Pierwsze były duże plastikowe, potem drewniane, a teraz lego. Dopiero co Tygrys dostał na urodziny kilka zestawów, a kolejne czekają na Święta. Będzie szaleństwo.
OdpowiedzUsuń